Ewangelia ukazuje grzeszników, którzy oskarżają o grzech kobietę przyłapaną na cudzołóstwie. To obraz lustro, w którym musimy zobaczyć siebie.
Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał ich.
Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co powiesz?» Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi.
Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku.
Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Przyznajmy, że lubimy dowiadywać się o grzechach innych, plotkować o skandalach. Spowiadanie się z cudzych win idzie nam dobrze. Rozpamiętując przewinienia innych, myślimy sobie: „Ja tak nisko jeszcze nie upadłem”. Nasz własny grzech próbujemy ukryć za występkami bliźnich. Jezus dąży do tego, żebym stanął przed Nim osobiście ze swoim grzechem, jak owa przyłapana kobieta. Grzech faryzeuszy polegał na tym, że oni sami uznawali się za wolnych od winy. Uważali się za lepszych, za takich, którzy nie potrzebują miłosierdzia, ale chcą walczyć z cudzymi grzechami. Nie mamy prawa oskarżać innych, jeśli nie oskarżymy najpierw samych siebie. Jezus swoim milczeniem, a potem celnym słowem skłonił faryzeuszy do zajrzenia w głąb swoich sumień i zobaczenia własnych brudów. Nas też do tego nakłania.
2. Faryzeusze, choć działali w złej wierze, przyczynili się jednak do uratowania tej kobiety, bo przyprowadzili ją przed oblicze Jezusa. Nic lepszego nie da się zrobić z grzesznikiem. Samo dostrzeganie własnych grzechów nas nie zbawi, choć jest pierwszym krokiem w dobrą stronę. Kiedy już zobaczymy zło w sobie, nie możemy zostać sami z własną winą. Potrzebujemy Bożego miłosierdzia, oczyszczenia i uleczenia z grzechowej rany. „Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku”. To drugi obraz lustro, w którym musimy się przejrzeć. To obraz pełen nadziei. Cudzołóstwo w tradycji biblijnej jest symbolem każdego grzechu. Ponieważ każdy grzech nie jest tylko złamaniem przykazania, ale ma w sobie coś ze zdrady małżeńskiej, jest podeptaniem miłości Bożej. Jezus zostający sam na sam z kobietą i przebaczający jej grzechy to piękny obraz miłości miłosiernej. To zwykle akcentujemy. I to prawda. Ale nie cała.
3. „Idź i odtąd już nie grzesz”. Serce nie znosi pustki. Nasze serca pragną miłości bezwarunkowej i wiecznej. Grzeszymy dlatego, że szukamy takiej miłości, dając się nabrać na tandetne podróbki. Przypomnijmy sobie Samarytankę i jej historię. Próbowała szczęścia z kilkoma mężczyznami. Zawiodła się parę razy, ale brnęła w kolejne związki. Tacy jesteśmy. Szukamy miłości, wierząc, że tym razem się uda. Samo przebaczenie to za mało, aby zacząć nowe życie. Potrzebujemy czegoś więcej, co dałoby siłę, by już nie grzeszyć. Potrzebujemy wielkiej miłości, tej jedynej. Potrzebujemy miłości oblubieńczej, w której poczujemy się wreszcie prawdziwie kochani. Jezus i grzeszna kobieta to obraz miłości oblubieńczej, której owa kobieta szukała. W miejsce grzesznej miłostki pojawiła się wreszcie Miłość. Od teraz nie grzesz. Od teraz, czyli od momentu, gdy poznałaś wreszcie Oblubieńca. Teraz już nie zdradzaj Go. To mówi Pan. Siłę do wierności daje pewność, że się jest kochanym.
Znajdziesz nas także w Podcastach Google