107,6 FM

Ta rozmowa z moskiewskim naukowcem pomaga zrozumieć Rosję i Putina

„Co do przyszłości Rosji mogę powiedzieć tylko, że trzeba mieć nadzieję wbrew wszelkiej nadziei. Dziś nic nie wskazuje na to, że coś może się pozytywnie zmienić. Jestem więc pesymistą, ale jako chrześcijanin jestem pesymistą mającym nadzieję. Duch Święty działa wszędzie, a Pan Bóg jest w stanie wyprowadzić dobro z każdego zła. Towarzyszy mi nadzieja w sferze metafizycznej, natomiast brakuje mi nadziei w sferze racjonalnej, a także politycznej” – mówi KAI Wiktor Chrul, naukowiec i dziennikarz z Moskwy, który się obawia, że żelazna kurtyna znowu spadnie i podzieli świat.

Katolicy jako mniejszość obawiają się też, że mogą stać się przedmiotem szykan ze strony władz. W Putinowskiej zapowiedzi o „polowaniu na czarownice”, na zdrajców narodu, czyli tych, którzy nie zgadzają się z jego polityką, katolicy mogą stanąć w pierwszym szeregu podejrzanych i prześladowanych. Jego podział na „patriotów” i „zdrajców” jeszcze bardziej rozwarstwi społeczeństwo rosyjskie, będzie też okazją, jak za czasów sowieckich, do pisania donosów. Donosicielstwo będzie oczywiście sowicie nagradzane przez władzę, jak to miało miejsce w przeszłości. Rosję ogrania nie tylko kryzys ekonomiczny, ale potężny kryzys moralny i on bez wątpienia potrwa długo.

Ale w sytuacji, gdyby Putin przestał rządzić to wiele może się zmienić?

Odpowiem jak „stary marksista”: problem tkwi nie w człowieku, lecz w systemie. Stworzony przez Putina system rządów tak głęboko zapadł w świadomość społeczną, że nawet bez niego może jeszcze długo funkcjonować. Co z tego, że zmienią się twarze przywódców, kiedy sam system funkcjonuje w najlepsze. Podam przykład moich studentów, którzy urodzili się już w czasach Putinowskich i nie znali czasów "pierestrojki", czy też krótkiego okresu wolności pod rządami Gorbaczowa i Jelcyna. Przede wszystkim dla niektórych z nich prawda nie jest najwyższą wartością, którą należy kierować się w życiu. Dla niech głównym celem życia jest robienie kariery, podobnie jak w czasach Breżniewa w latach 70. XX w. Nie ma też zwyczajnej solidarności między studentami, każdy raczej dba tylko o swój interes. Zresztą na atomizację społeczeństwa rosyjskiego wskazuje wielu wybitnych socjologów. W takiej sytuacji, czy możemy oczekiwać jakiegoś społecznego protestu czy nawet buntu. Kolejny poważny kryzys dotyczy społecznego zaufania w rosyjskim społeczeństwie. Według badań sprzed dwóch lat jego stopień w porównaniu ze społeczeństwami zachodnimi jest co najmniej o połowę niższy.

Powróćmy do stanowiska Kościoła prawosławnego wobec wojny…

Jest takie rosyjskie przysłowie: „Jeśli chcesz zrozumieć klauna to ubierz się w jego buty i przejdź pięć kilometrów”. W tym duchu mogę sobie wyobrazić jaki nacisk jest na patriarchę Cyryla ze strony władz. Pamiętam go z lat 90. XX w., gdy był uważany wręcz za liberała. Nie wiem może przeszedł naturalną ewolucję jako osoba i zwierzchnik Kościoła i jest teraz tym kim jest. Przypomnijmy, że w 2014 nie wziął udziału w uroczystościach związanych z aneksją Krymu. Teraz jego pozycja jest widocznie inna.

Dlaczego? Przecież mógłby choćby milczeć.

Moim zdaniem, za taką cenę chce ratować Kościół, który na wszelkich poziomach jest podporządkowany władzom państwowym. Nie daj Boże, gdyby któryś z biskupów lub księży sprzeciwił się władzy. Tak było w czasach komunistycznych i tak jest dzisiaj. Tylko tak można usprawiedliwić stanowisko Cyryla - innego usprawiedliwienia nie ma. Absolutnie nie można takiego stanowiska usprawiedliwić na gruncie teologiczno-moralnym. Nawet dla dobrego moralnie celu nie można używać złych środków.

Poprzez swoje poparcie dla wojny Rosyjski Kościół Prawosławny może stracić wiele parafii, których większość znajduje się przecież na Ukrainie.

Jest to bardzo możliwe. Już wielu biskupów i księży Patriarchatu Moskiewskiego na Ukrainie podczas liturgii nie wymienia imienia patriarchy Cyryla, co jest dowodem postępującej schizmy. Jest duże prawdopodobieństwo, że gdy wojna się zakończy bez wątpienia duża cześć Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego się oddzieli. Nie wiadomo, czy ona przejdzie do nowego Prawosławnego Kościoła Ukrainy, czy zostanie samodzielna - to trudne pytanie eklezjologiczne. Na pewno pozycja patriarchy Cyryla w świecie prawosławnym będzie niższa niż teraz, bo trudno będzie mówić, że Rosyjski Kościół Prawosławny ma wiodącą pozycję.

Powiedziałeś, że dla młodego pokolenia prawda nie jest najwyższą wartością. Dlaczego?

Niedawno napisałem artykuł na temat pojęcia „postprawdy”. Nie wiem na ile pojęcie to w Polsce jest używane. W tekstach anglojęzycznych 'post-truth' jest bardzo popularne. Moim zdaniem w przypadku pojęcia „postprawdy” mamy do czynienia z błędem nie tylko logicznym, ale i ontologicznym. Mamy pojęcia „postkomunizm”, „posttotalitaryzm”, „postsekularyzm” i w nich objawia się wymiar czasowy, coś się zaczęło i coś się skończyło, czy też dominowało i już nie dominuje. Niestety przedrostka „post” nie da się używać do pojęcia „prawdy”, które wyraża coś o wymiarze ponadczasowym, wręcz transcendentnym i uniwersalnym. Ktoś kto używa pojęcia „postprawdy”, chce ten wymiar zrelatywizować a nawet w ogóle znieść w myśl hasła, że każdy ma swoją „prawdę”. Jest to jednak podważenie fundamentalnych zasad naszej judeochrześcijańskiej kultury, w której prawda jest czymś absolutnym i uniwersalnym a dążenie do niej jest fundamentem każdej kulturowej działalności człowieka. Niestety wirus „postprawdy” zaraził całą Rosję.

Czy wirusa „postprawdy” zaszczepił Putin?

W dużym stopniu: „tak”. Przez lata wmawiał ludziom, że to on jest wybawicielem narodu, który wyprowadził kraj na prostą po chaosie lat 90. XX w. Przypomnijmy, że do czasu aneksji Krymu i Donbasu cena ropy naftowej i gazu była wysoka. Wszystkim Rosjanom w miarę dobrze się powodziło. Putin oczywiście argumentował, że to jego zasługa, że to on stworzył dobre warunki życia i ludzie nie powinni siedzieć cicho i nie oceniać jego działań. Gdy nastał jednak kryzys, ceny ropy i gazu spadły, ludziom zaczęło się gorzej powodzić, i wtedy uruchomił potężną machinę propagandową likwidując przy tym prawie całkowicie wolne media. Tym samym zaczął sączyć w społeczeństwo potężne dawki wirusa swojej „postprawdy”. Przekonuje, że prawda o rzeczywistości jest niepotrzebna „prawdą” jest to czego można się dowiedzieć z oficjalnych, państwowych mediów. Do tego teraz wprowadza prymitywne podziały, tych, którzy się z nim nie zgadzają nazywa „zdrajcami” a popleczników nazywa „patriotami”. Do tego mamy obecnie do czynienia z potwornie zakłamaną wojną informacyjną na temat tego, co się dzieje na Ukrainie. W tej sytuacji bardzo mocno wybrzmiewają we mnie teraz słowa Sołżenicyna o elementarnej potrzebie każdego człowieka, aby żył „w prawdzie”. Zresztą sam Sołżenicyn pod koniec życia był często oskarżany, że nie jest „rosyjskim patriotą”.

Czy Putin jest w stanie przycisnąć „czerwony guzik” wyzwalający głowice nuklearne?

Tego bym nie wykluczał. Zobaczmy, ile czasu wydawało nam się, że nie rozpocznie wojny. I co mamy? Wojnę. Coraz bardziej jestem przekonany, że on stracił poczucie rzeczywistości. Nie widzi potężnego kryzysu ekonomicznego i Rosja na wszystkich polach staje się coraz słabsza. W jego przypadku może zadziałać psychologia wilka otoczonego z każdej strony, który broniąc się gryzie wszystkich i wszystko. Zresztą już mówił o „popiele” i byciu w raju. Sądzę, że w swym myśleniu Putin nie wyklucza możliwości uruchomienia pocisków z głowicami nuklearnymi.

Jak oceniasz postawę Zachodu wobec Rosji i wojny na Ukrainie?

Jest ostrożna, zbyt ostrożna. Zachód za wszelką cenę nie chce bezpośrednio angażować się w wojnę. Daje Ukrainie broń, bez samolotów, i przyjmuje uchodźców, ale nie zamyka nieba nad Ukraina i w sumie czeka czym to się skończy. Jest to postawa dość cyniczna, gdy giną ludzie i bezlitośnie bombardowane są miasta. Zachód nie wie jeszcze jaka będzie sytuacja geopolityczna i z kim w ostatecznym rozrachunku będzie negocjować, czy z Putinem w przypadku klęski Ukrainy, czy z Zełenskim, gdy dojdzie do „cudu nad Dieprem" i który jest bardzo krytyczny wobec państw Zachodu, głównie NATO. Cały czas powtarza, że Ukraina broni nie tylko siebie, ale całej Europy i świata.

Powiem wprost reakcja jest niedostateczna. Wydawało się, że Zachód stanie murem za Ukrainą. Jeśli on boi się wojny jądrowej to jeśli Putin będzie chciał ją wywołać to i tak do tego doprowadzi, czy Zachód chce tego czy nie. Jest takie rosyjskie powiedzenie: „Z szulerami w karty nie gramy”. Niestety Zachód nadal stara się grać w karty z szulerem. Chce dobrych relacji z Putinem za wszelką cenę. Jest to czas prawdy dla całego Zachodu i świata, który musi być solidarny, nie może okazywać jakieś spolegliwej postawy, musi być zasadniczy i twardy wobec Putina, który bezwzględnie wykorzysta każdą słabość.

Zachodu teraz przeżywa "chwilę prawdy". Spodziewam się, że tę próbę zwycięsko wytrzyma. A na koniec zachęcam wszystkich Polaków do wspólnej modlitwy z papieżem 25 marca podczas poświęcenie Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi. Jestem przekonany, że i Rosjanom, Ukraińcom, Polakom, i całemu światu ta modlitwa, która jest silniejsza od działań politycznych jest teraz bardzo potrzebna. Prośmy o pokój dla Ukrainy, dla Rosji i całego świata!

« 1 2 3 »
TAGI:

Zapisane na później

Pobieranie listy