Dziennikarze światowych mediów relacjonują kryzys przebywając po białoruskiej stronie granicy. Polska strona jest dla mediów zamknięta.
Dziennikarze amerykańskiej stacji CNN relacjonują sytuację bezpośrednio z granicy. W związku z zakazem wstępu do strefy przygranicznej przedstawicieli mediów, reporterzy CNN i innych stacji przebywają po białoruskiej stronie granicy. CNN zwraca uwagę na przemoc, do jakiej dochodzi na granicy w Kuźnicy Białostockiej po tym, gdy zebrani na przejściu migranci spróbowali siłą przedostać się do Polski: "Migranci zdesperowani, by przekroczyć granicę Unii Europejskiej, rzucali kamieniami w polskich funkcjonariuszy straży granicznej, którzy odpowiedzieli armatkami wodnymi i gazem łzawiącym".
Wodą z armatki trafiony został też relacjonujący przed kamerą sytuację amerykański reporter.
CNN pokazuje w swoich materiałach jak migranci rozbijają duże betonowe bloki, by pozyskać kamienie, którymi następnie rzucają w polską policję i straż graniczną. W relacji jest też informacja o tym, że białoruskie służby państwowe utrzymują, jakoby ze stosowanych przez polskich funkcjonariuszy armatek rozpylano żółtą, toksyczną ciecz, powodującą oparzenia. Z kolei polski resort obrony zarzuca białoruskim władzom wyposażenie migrantów w granaty ogłuszające.
Dziennikarz CNN zwraca uwagę, że z obozu bezpośrednio przy granicy wycofały się kobiety i dzieci i obecnie znajdują się tam wyłącznie mężczyźni, a w czasie starć rany odniosło kilku polskich policjantów. Przez pewien czas wśród koczujących krążyła informacja, że Polska może uruchomić korytarz humanitarny do Niemiec, jednak stłoczone na granicy osoby (w tym ekipa CNN) otrzymały smsy rozesłane przez polską stronę dementujące tę pogłoskę.
Jak czytamy w relacji CNN "białoruska agencja graniczna powiedziała CNN, że niektórzy migranci – w tym kobiety, dzieci i osoby z chorobami – są przenoszeni 1,5 kilometra do centrum przetwarzania, gdzie otrzymają schronienie, żywność i opiekę medyczną. Urzędnicy powiedzieli również CNN, że zostanie podjęta decyzja, czy deportować ich z powrotem do swoich krajów. Większość zgromadzonych na granicy pochodzi z Bliskiego Wschodu i Azji".
Wśród migrantów, szczególnie wśród rodzin z dziećmi, nie brakuje też takich, którzy postanowili wrócić do krajów, z których przybyli.
CNN zwraca też uwagę, że zdaniem większości komentatorów zachodnich, w tym przedstawicieli NATO, za kryzys odpowiedzialny jest rząd Alaksandra Łukaszenki, który naraża bezbronnych migrantów na ogromne ryzyko.