Pewien człowiek po śmierci został zakwalifikowany do piekła. Pokazano mu, którędy ma tam się dostać. Idąc, był wielce niezadowolony i protestował pod nosem. Wydawało mu się to wielką niesprawiedliwością, lecz nie było możliwości odwołania się od wyroku.
Gdy dotarł do piekielnych bram, ujrzał spory tłumek osób oczekujących na wpuszczenie do środka. Stanął na końcu kolejki wbrew sobie, wciąż nie zgadzając się z Boskim wyrokiem. Diabeł co raz wyglądał zza zamkniętych drzwi czeluści, obserwując z przerażeniem narastający tłum. W piekle brakowało już miejsc. Gdzie zdołam umieścić tylu potępieńców? Mamy tylko jedno miejsce wolne – zastanawiał się. – Pozostali będą musieli wpisać się na listę oczekujących. Ale nie wiem, komu to wolne miejsce przydzielić. „Czy jest tu jakiś seryjny morderca?” – zapytał. Cisza. „Czy jest tu jakiś ojcobójca bądź matkobójca?” Nic. „A może chociaż jakiś handlarz bronią czy organami?” – próbował nadal. Nagle zwrócił jego uwagę człowiek trzymający się na dystans od kolejki. „A ty coś za jeden?” – zapytał diabeł. „Za co cię tu przysłali?” „Nie wiem. Ja nic nie zrobiłem!” – odparł tamten. To diabła wyraźnie zainteresowało. „Naprawdę nic nie zrobiłeś?” „Daję słowo, nic” – bronił się biedak. „Wiedziałeś o ogromnej korupcji w świecie, o młodych ludziach narkotyzujących się, o dziewczynach prostytuujących się nocami w dyskotekach?” – ciągnął dalej diabeł. „O tym wiedziałem” – odparł tamten. „I mimo to nic nie zrobiłeś? – ożywił się szatan. „Naprawdę, ja nic nie zrobiłem” – brnął nadal człowiek. „Kochaniutki – rozpromienił się władca piekła – chodź, to wolne miejsce czeka na takich jak ty”.
Święty Jan od Krzyża mówił, że pod koniec naszego ziemskiego życia będziemy sądzeni z miłości. Okaże się wówczas, czy nasza wiara była żywa czy martwa. Czy przyniosła w nas owoce, czy też okazaliśmy się bezpłodni. I nie chodzi jedynie o nasze dobre odruchy serca i przyzwoite postępowanie w ramach naszych ludzkich możliwości, ale o tak zwane „uczynki życia wiecznego”, a więc takie, których bez Bożej łaski nie potrafilibyśmy spełnić. Świadczyć będą one o naszym otwarciu się na Chrystusa i Jego działaniu w nas. Nieraz słyszę: „Gdyby nie pomoc Boża, nie umielibyśmy przyjąć kolejnego dziecka”; „Bez oparcia w miłości Jezusowej nie dałbym rady wytrwać przy chorym rodzicu”. Dag Hammarskjöld, ceniony powszechnie sekretarz generalny ONZ, gdy zginął w katastrofie lotniczej, znaleziono przy nim książeczkę „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis. Matka Teresa z Kalkuty przyznała, że nie zgodziłaby się opiekować wyrzutkami z ulicy i oczyszczać ich zaropiałych ran z robactwa za żadne pieniądze. Robiła to tylko dlatego, że Zbawiciel dostarczał jej codziennej dawki miłości. Są tacy, którzy nieraz nieświadomie ulegają inspiracji Ducha Świętego, czyniąc wiekopomne dzieła, a potem dziwią się, skąd wzięli na to siły. Być może tyle zła wciąż jest wokół nas, bo nasza wiara jest martwa jak zimny trup. Nikogo nie rozgrzewa, nikogo nie ratuje. •