Bardzo ciekawe są reakcje mediów w krajach muzułmańskich na wizytę papieża Franciszka w Iraku - uważa dr hab. Joanna Bocheńska, kierująca Pracownią Studiów Kurdyjskich w Instytucie Orientalistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
To, że media kurdyjskie będą propagandowo nagłaśniały te pielgrzymkę, było jasne jeszcze przed jej rozpoczęciem (Patrz: Do jakiego Kurdystanu jedzie papież? Innego niż myślisz). Jednak Kurdowie podkreślali, że Msza w Irbilu była największą na Bliskim Wschodzie - a tego już robić nie musieli. Według prof. Bocheńskiej była to jasna deklaracja kurdyjskich muzułmanów skierowana do ich islamskich sąsiadów: "chcemy uznawać chrześcijaństwo, nie będziemy sprzyjać radykalnym ruchom, które by temu przeszkadzały". Jeszcze bardziej znaczące jest jednak to, że kurdyjskie publikacje były niemal dosłownie przedrukowywane przez media w Arabii Saudyjskiej, która nie jest bynajmniej krajem prodemokratycznym i prochrześcijańskim.
- Niezłe halo - przyznaje prof. Bocheńska.
Z drugiej strony, cisza na temat przyjazdu Franciszka do Iraku zapadła w mediach tureckich i irańskich.
Gdzieś pomiędzy powyższymi skrajnościami uplasowała się katarska telewizja Al-Dżazira, która informowała o tym wydarzeniu, bo było ono ważne dla świata arabskiego i z tego powodu trudno byłoby je pominąć, ale nie było to propagandowe powtarzanie publikacji kurdyjskich.
Skąd się to wzięło?
Zdaniem prof. Bocheńskiej muzułmanie politycznie interpretowali wizytę Franciszka jako gest wsparcia całego Iraku, także Kurdów i w ogóle prozachodniej orientacji w krajach muzułmańskich. Stąd pozytywne echa w mediach kurdyjskich czy saudyjskich, a w każdym razie antyirańskich. Nie dziwi więc milczenie mediów irańskich, a także tureckich, ponieważ od 2015 r. kurs polityczny Turcji jest antyzachodni. Ponadto i Turcja, i Iran wolałyby, by Irak był państwem słabym, a więc takim, w którym potężniejsi sąsiedzi mogliby rozgrywać swoje interesy. Dlatego to, że papież - mimo niebezpieczeństw - wybrał Irak za cel swej pierwszej pielgrzymki od czasu wybuchu pandemii, nie jest tamtejszym politykom na rękę.
Profesor Bocheńska uważa, że sam fakt przyjęcia papieża przez szyickiego przywódcę irackiego Al Sistaniego, i to w świętym dla szyitów Nadżafie, był znakiem pewnej otwartości - o tyle istotnym, że dotyczył już nie tej bardziej prozachodniej części kurdyjskiej, lecz arabskiej części Iraku. - Możliwe, że chrześcijanie będą tam lepiej traktowani - mówi polska orientalistka, zastrzegając, że z czasem sytuacja może wrócić do stanu sprzed tej wizyty.
Jej zdaniem warto też zwrócić uwagę na relacjonowanie przez media kurdyjskie i saudyjskie spotkania papieża z ojcem Alana Kurdiego - chłopca, który utonął w Morzu Śródziemnym podczas próby przeprawy do Europy. To znak, że muzułmanie dostrzegli w tym geście ujęcie się za wszystkimi cierpiącymi na Bliskim Wschodzie, nie tylko za chrześcijanami.