11 miesięcy z koronawirusem podsumowują Lidia Stopyra i Piotr Meryk, lekarze ze Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.
Kiedy, zdaniem lekarzy, jest szansa na powrót do normalności - otwarcie gospodarki, brak maseczek?
P.M.: Na razie pewne jest, że epidemia trwa i przed nami jeszcze długi czas pod znakiem obostrzeń. I tu jest problem, bo z jednej strony byłoby dobrze kontynuować lockdown, a z drugiej - gospodarka tego nie wytrzyma. Już nie wytrzymuje. Moim zdaniem, powrót do normalności byłby możliwy, gdyby udało się zaszczepić przynajmniej połowę populacji, a że już pojawiły się problemy z dostawami szczepionek, to widzimy, że cały plan będzie się przesuwał w czasie.
L.S.: Jeśli zaszczepimy ok. 50 proc. populacji, na pewno zrobi się bezpieczniej, bo do osób uodpornionych należy dodać jeszcze sporą grupę ozdrowieńców. Ale najlepiej, gdyby udało się zaszczepić ok. 70-80 proc. społeczeństwa. Jeżeli doliczymy ozdrowieńców, odporność nabyłoby nawet ok. 90 proc. mieszkańców Polski. Bez tego cały czas będziemy stać w miejscu. Na razie martwią mnie jednak problemy z dostawami szczepionek, bo ci, którzy chcą się zaszczepić, powinni mieć taką możliwość, i to jak najszybciej.
Nie brakuje jednak osób, które negują konieczność szczepienia i reżimu sanitarnego, a także podają w wątpliwość istnienie wirusa.
L.S.: Było to dla mnie bardzo trudne, a nawet przykre i krzywdzące, gdy pojawiały się głosy, że udajemy, bierzemy pieniądze za trzymanie statystów na oddziałach, jesteśmy opłacani przez firmy farmaceutyczne, a koronawirusa nie ma. To oczywiste bzdury. Nie rozumiem tego braku szacunku do człowieka, do cierpienia i do śmierci. Sporo osób zostało już przecież dotkniętych albo chorobą kogoś bliskiego, albo jego śmiercią. Wiemy, że ten wirus istnieje i że chorzy oraz umierający muszą być w izolacji, w osamotnieniu, nie mogą się pożegnać z bliskimi osobiście, mają tylko telefon. Dopóki dadzą radę rozmawiać...
Teraz te złe emocje przenosi się na szczepienia.
L.S.: I szuka się osób, które miały ciężkie powikłania albo zmarły po szczepieniu. Na całym świecie zaszczepionych zostało już kilkadziesiąt milionów osób i nawet jeśli pojawiają się pojedyncze powikłania, to prawda jest taka, że w tym czasie z powodu COVID-19 zmarło kilkaset tysięcy osób, a z powodu szczepienia nikomu nic poważnego się nie stało. Na oddziale, którym kieruję, szczepimy, a ja odpowiadam zarówno za szczepienie tzw. pacjentów obciążonych (po wstrząsach anafilaktycznych w przeszłości), jak i za rejestrowanie niepożądanych odczynów poszczepiennych. Do tej pory nic się nikomu nie stało. Kilka dni temu przyszła do mnie pacjentka, pielęgniarka Covidowego Oddziału Intensywnej Terapii. Miała przeciwwskazania do podania drugiej dawki szczepionki, ale bardzo chciała się zaszczepić. Widziała w ostatnich miesiącach tyle cierpienia, tyle śmierci... i w końcu powiedziała: "Pani doktor, ja już wolę wstrząs anafilaktyczny, niż zachorować na COVID". Ta pani, która leczyła też wielu pacjentów z ciężkimi reakcjami alergicznymi, wie, o czym mówi. Hejt antyszczepionkowy w sytuacji, gdy szczepionka nie tylko nie jest obowiązkowa, ale wręcz jej brakuje i nikt nikomu nie każe się szczepić, jest irracjonalny. Uważam, że powinniśmy się skupić na jak najszybszym zaszczepieniu tych, którzy tego chcą, bo pozostałych w tym momencie nie będziemy uszczęśliwiać na siłę. Można im tylko współczuć, bo większość z nich zachoruje, a jakiś procent umrze, i będzie to trudna śmierć. Wierzę jednak, że ci, którzy szczepionkę kwestionują, za jakiś czas zobaczą, że dużo osób zaszczepiło się i są zdrowe, a wśród pozostałej populacji zakażenia nadal występują. Może wtedy zmienią zdanie.
Czy są osoby, które jednak szczepić się nie powinny, mimo że chciałyby?
L.S.: Tak. Są to pacjenci, u których po pierwszej dawce szczepionki wystąpił wstrząs anafilaktyczny. Zdarzyły się takie pojedyncze sytuacje na całym świecie. W naszym szpitalu po zaszczepieniu 5 tys. osób nie zanotowaliśmy żadnego przypadku. Jest jeszcze jedna grupa pacjentów, która może być wykluczona z programu szczepień - to ci, którzy mieli wstrząs anafilaktyczny po jakimś preparacie, który zawiera ten sam składnik, co szczepionka. A jedyny składnik, który ewentualnie może wywołać wstrząs, to glikol polietylenowy. Występuje on w niewielu specyfikach. Musimy też zachować ostrożność, gdy szczepimy pacjentów, którzy mieli reakcje anafilaktyczne po innych substancjach, albo takich, którzy nie wiedzą, po czym mieli wstrząs. Takie osoby szczepimy w warunkach szpitalnych. Musimy również zachować szczególną ostrożność, gdy szczepimy osoby z obniżoną odpornością. Im nie grożą, co prawda, żadne poważniejsze odczyny poszczepienne, ale mogą nie wytworzyć wystarczającej odporności po szczepieniu. Ten problem dotyczy np. pacjentów po chemioterapii lub w trakcie leczenia immunosupresyjnego. Sama choroba nowotworowa nie jest jednak przeciwwskazaniem. Osoby chore onkologicznie, jak również obciążone innymi schorzeniami (układu krążenia, nadciśnieniem, otyłością), mają wręcz wskazania, aby jak najszybciej się szczepić, bo musimy chronić ich przed zakażeniem. Są to bowiem osoby obarczone dużym ryzykiem ciężkiego przebiegu i zgonu w tej chorobie.
Piotr Meryk przekonuje, że epidemia trwa i przed nami jeszcze długi czas pod znakiem obostrzeń. Archiwum Szpitala im. Żeromskiego