Trudno uwierzyć, że ta historia wydarzyła się w II połowie XX w., w samym środku integrującej się Europy. W latach 1963–1982 francuska administracja wyspy Reunion odebrała rodzicom ponad 2 tys. dzieci i wysłała je do Francji. Bez biletu powrotnego. Dziś ofiary tego „eksperymentu asymilacyjnego” żądają sprawiedliwości.
Czy Unia Europejska może sąsiadować z Madagaskarem i Mauritiusem? Owszem, o ile 700 i 180 km można uznać za bezpośrednie sąsiedztwo – takie bowiem odległości dzielą wyspę Reunion (należącą do tzw. zamorskich terytoriów Francji, a tym samym jest formalnie częścią UE) od wymienionych wyżej „rajów na Ziemi”, a dokładnie na Oceanie Indyjskim. Reunion nie ustępuje im pod względem walorów, a dla dorosłych dziś przesiedleńców, których kilkadziesiąt lat temu wywieziono tysiące kilometrów od domu, to często prawdziwy raj utracony. Niekoniecznie dlatego, że na wyspie niczego im nie brakowało – przeciwnie, większość zabranych dzieci i nastolatków pochodziło z bardzo ubogich rodzin, a ich rodzice, często niepiśmienni, „wyrażali zgodę” na wyjazd potomstwa za pomocą odcisku palca na dokumencie podsuwanym przez urzędników. Mózgiem całej operacji był Michel Debré, były premier Francji, który później bezskutecznie próbował zostać deputowanym do Zgromadzenia Narodowego – przegrywał we własnym okręgu wyborczym we Francji, a wygrał dopiero wtedy, gdy wystartował… właśnie z zamorskiego departamentu Reunion, oddalonego o 10 tys. km od Paryża. Być może niesiony tą „popularnością” wśród ludności kreolskiej postanowił zafundować jej eksperyment, za który dziś pewnie zapłaciłby głową. Udało nam się skontaktować z jedną z osób, które stały się ofiarami tej neokolonialnej i rasistowskiej w istocie polityki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.