Placówka od połowy maja pozostaje zamknięta po tym, jak wśród większości personelu wykryto przypadki zakażenia koronawirusem.
Od połowy maja, a więc już ponad miesiąc, szpital ojców kamilianów w Tarnowskich Górach pozostaje całkowicie zamknięty dla pacjentów z powodu wykrycia wśród pracowników przypadków zakażenia koronawirusem. Dotyczy to zarówno izby przyjęć, oddziału chorób wewnętrznych, jak i oddziału medycyny paliatywnej czy laboratorium diagnostycznego.
Pacjenci, którzy znajdowali się wówczas w szpitalu, zostali przeniesieni do innych placówek. Osoby z ujemnym wynikiem badania na COVID-19 trafiły do tzw. izolatorium w Ustroniu, zaś pacjentów zarażonych koronawirusem przekazano na oddziały zakaźne śląskich szpitali.
Obecnie w placówce funkcjonuje tylko nocna i świąteczna opieka zdrowotna. Po zawieszeniu do końca czerwca dyżurów w przychodni Bi-Med, Zakład Leczniczy Zakonu Ojców Kamilianów jest - poza Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym - jedynym miejscem w powiecie tarnogórskim, gdzie można uzyskać pomoc w nagłych wypadkach.
- Do zamknięcia doszło, gdy zaczęliśmy robić bardzo drobiazgową selekcję pacjentów i systematyczne testy wśród pracowników. Niestety procedury epidemiologiczne wyglądają tak, że jeżeli został stwierdzony dodatni wynik badania na COVID-19, następuje izolacja osoby zakażonej i kwarantanna wszystkich, którzy byli z nią w bezpośrednim kontakcie. To nam "zafundowało" kwarantannę całych oddziałów, a wykonywane po tygodniu kolejne testy weryfikacyjne coraz bardziej rozszerzały krąg osób zakażonych. Większość personelu - lekarze, pielęgniarki, opiekunki medyczne, salowe, nawet jeden kierowca - albo miała dodatni wynik, albo trafiła na przymusowe odosobnienie. W związku z tym nie było kim obstawiać izby przyjęć i oddziałów - tłumaczy o. dr Mirosław Szwajnoch MI, prowincjał Zakonu Kamilianów Posługujących Chorym w Polsce i dyrektor placówki.
Aktualnie część personelu ma potwierdzony już drugi ujemny wynik, natomiast niektórzy wciąż czekają dopiero na pierwszy wynik ujemny. Co istotne, nie wszyscy pracownicy medyczni są zatrudnieni wyłącznie w tym szpitalu, a osoby pracujące w różnych placówkach mają zakaz pracy w kilku miejscach w czasie epidemii bądź - nawet bez administracyjnego ograniczenia - same nie chcą nieświadomie przenieść wirusa.
Przywrócenie funkcjonowania oddziału medycyny paliatywnej władze szpitala planują na końcówkę czerwca, a oddziału internistycznego - w pierwszej połowie lipca.
- Jako dyrektor i jako zakonnik wspieram i będę wspierać cały mój personel, podziwiając jego zaangażowanie i pracę z narażeniem własnego życia. Nikt nie odmawia współpracy i dyżurowania w tych trudnych warunkach, mając świadomość, że transmisja tego wirusa jest taka łatwa - podkreśla o. Szwajnoch.
Czas zamknięcia szpitala dla pacjentów stał się jednocześnie okazją do sprawniejszego przeprowadzenia remontów poszczególnych działów i pomieszczeń - malowania, wymiany instalacji elektrycznej czy modernizacji podłączeń do internetu. Prowadzone były również dezynfekcja i ozonowanie oddziałów. Ponadto bez przestoju pracuje administracja obiektu, trwają też przygotowania placówki do certyfikacji Systemu Zarządzania Jakością.
Pandemia koronawirusa dotknęła też samych zakonników. Wcześniej, w kwietniu, w kwarantannie był cały klasztor, chociaż u żadnej z izolowanych wówczas osób nie potwierdziło się zakażenie. Niestety 7 maja zmarł zarażony koronawirusem misjonarz z Madagaskaru o. Stefan Szymoniak, który z misji przyjechał do Polski na posiedzenie kapituły prowincjalnej i żeby poddać się operacjom, na jakie czekał od dłuższego czasu, a po zamknięciu granic jego powrót na Madagaskar okazał się niemożliwy.