„Lepsi są źli kapłani niż brak kapłanów. Gdyby wszystkich złych przegonić, pozostałoby niewielu.
„Lepsi są źli kapłani niż brak kapłanów. Gdyby wszystkich złych przegonić, pozostałoby niewielu. Bierz od nich dobro, mianowicie sakramenty i godność, pozostaw im ich zło. Pan Bóg już wszystko inne załatwi!”. Kto to powiedział? Dzisiejszy patron, to oczywiste. A kiedy? Czy może gdzieś na przestrzeni kilkunastu minionych lat, kiedy to kapłaństwo przeżywa kryzys, wywołany poniekąd ujawnieniem grzechów ludzi Kościoła? Otóż nie. Zacytowane słowa padły z ust wspominanego dzisiaj świętego gdzieś w pierwszej połowie XV wieku i jest wielce prawdopodobne, że usłyszały je tysiące wiernych. Skąd te przypuszczenia? Ano z faktu, że ich autor został mianowany kaznodzieją na całą Italię. To wyjątkowe wyróżnienie nie przypadło mu jednak w udziale przypadkiem – to przecież on swoimi homiliami porywał tłumy zebrane na placach miast, bo żadna z ówczesnych świątyń nie była w stanie pomieścić chętnych do usłyszenia jego słów. To on zachęcał uczestników tych wyjątkowych ludowych misji, by wyrzekli się bałwochwalczego uwielbienia dla rzeczy tego świata, a nawet, by spalili je w przygotowanych specjalnie na ten cel ogniskach próżności. To on obdarzył niezwykłym szacunkiem imię Jezus, które towarzyszyło mu w czasie każdego kazania, a zdarzało się, że głosił je w jednym miejscu codziennie przez 7 tygodni – każde trwające od jednej do czterech godzin. I właśnie w czasie takich rekolekcyjnych nauk, podnosił co pewien czas w górę tabliczkę z imieniem Zbawiciela, a wszyscy zebrani na placu i okolicznych uliczkach padali wtedy na kolana i oddawali cześć Najświętszemu Imieniu Jezus. Czy więc w trakcie trwającej wiele lat posługi kaznodziejskiej, dla której nasz patron aż trzy razy zrzekał się przyjęcia biskupiej godności, nie mogły paść publicznie te właśnie słowa ze wstępu - „Lepsi są źli kapłani niż brak kapłanów”? Mogły. Ale nawet gdyby uznać, że akurat wtedy nie padły, to i tak zostały zapisane, jako świadectwo tego, że kapłaństwo, że służba Bogu na wyłączność, zawsze jest narażona na najróżniejsze pokusy. I kto, jak kto, ale nasz dzisiejszy patron wiedział o tym doskonale. To on przecież pałając gorącym pragnieniem radykalnego zaufania Bogu jako młodzieniec wyszedł na ulice, by pielęgnować chorych na dżumę, czego omal nie przypłacił śmiercią. Gdy jednak w 1402 roku wstąpił do franciszkanów w Sienie, gdy spędził 12 lat na studiowaniu Pisma świętego i ojców Kościoła, wtedy dotarło do niego, że nawet najbardziej radykalni naśladowcy życia Zbawiciela – franciszkanie – potrzebują powrotu do korzeni, do gorliwości. I tak oprócz płomiennych kazań, które wzywały mieszkańców Półwyspu Apenińskiego do nawrócenia, dzisiejszy patron zreformował także swoich współbraci w duchu obserwancji, czyli pierwotnej surowości. Dokonawszy tego, odszedł po nagrodę w niebie 20 maja roku 1444. Kto taki? Św. Bernardyn ze Sieny.