107,6 FM

Dla mnie jest on Wielki

Jan Paweł II był człowiekiem Boga, człowiekiem modlitwy. Wystarczyło popatrzeć, jak się modli, żeby zrozumieć, że potrafił zanurzyć się bez reszty w tajemnicy Boga - mówi papież Franciszek w rozmowie z ks. Luigim Marią Epicoco.

Dla mnie jest on Wielki   Książka "Święty Jan Paweł II Wielki" ukazała się nakładem Wydawnictwa Esprit na 100. rocznicę urodzin Jana Pawła II Materiały promocyjne

Luigi Maria Epicoco: Ojciec Święty pochodzi z Ameryki Łacińskiej, którą św. Jan Paweł II odwiedził wielokrotnie i z którą był bardzo związany. Moglibyśmy nazwać ten związek dialektycznym. Czy zdaniem Waszej Świątobliwości Ameryka Łacińska kochała Jana Pawła II?

Papież Franciszek: Jestem przekonany, że tak. Ameryka Łacińska kochała Jana Pawła II. Wielu krajom trudno było zrozumieć, że posiłkującej się analizą marksistowską teologii wyzwolenia groziło pójście drogą ideologiczną, które w pewnym sensie równałoby się zdradzie przesłania Ewangelii. Jan Paweł II pochodził z kraju, który doświadczył marksizmu, i miał niebywałą zdolność wyczuwania związanych z nim zagrożeń. Było oczywiste, że pewne jego doprecyzowania wynikają nie tyle z zamknięcia się na określone inicjatywy, ile z prób odczytania zrozumiałych intuicji i pragnień – pragnień oddolnych, wynikających z przejawów niesprawiedliwości społecznej – w świetle nauk Ewangelii, a nie marksistowskiej analizy.

Pewne analogie można znaleźć w homiliach wygłaszanych przez Waszą Świątobliwość w Buenos Aires. Czytając je, nietrudno zauważyć, że Ojciec Święty nieraz zgłębiał pisma Jana Pawła II z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i początków XXI wieku.

Tak, wielu ludzi widziało we mnie konserwatystę. Bywałem odbierany w ten sposób, chociaż ja sam po prostu czułem, że zgadzam się z tym, co papież mówił w tamtych latach.

To osobliwe! Przecież Wasza Świątobliwość mówi o kreatywności, o kreatywnych rewolucjonistach i ich roli w dziejach Argentyny. Czy Wasza Świątobliwość uważa, że interpretowanie tradycji równa się dawaniu wyrazu własnej kreatywności i, co za tym idzie, zmianom?

Tradycja, jeżeli chce zasługiwać na to miano, musi się rozwijać. Pięknie ujął to muzyk Gustav Mahler, który powiedział, że tradycja jest gwarancją przyszłości, a nie strażnikiem popiołów. Myślę, że tradycja jest niczym korzeń – cały korzeń dostarcza drzewu pożywienia, jednak drzewo jest czymś więcej aniżeli korzeniem, podobnie jak owoc jest czymś więcej aniżeli drzewem.Tradycja musi wzrastać, ale zawsze w tym samym kierunku co korzeń: Ut annis scilicet consolidetur, dilatetur tempore, sublimetur aetate – „żeby umacniała się w miarę upływu lat, rozszerzała z czasem, podnosiła z wiekiem” [św. Wincenty z Lerynu – przyp. red.].

Niezależnie od „argentyńskiego postrzegania” konserwatyzmu, a także od niewątpliwej kreatywności w pełnieniu Piotrowej posługi, jednym z zasadniczych rysów nauczania i duszpasterskiej misji Waszej Świątobliwości jest szczególna troska o egzystencjalne peryferie: ludzi ubogich, zepchniętych na margines, emigrantów, chorych. Czy Wasza Świątobliwość uważa, że w tym względzie rozwinął społeczną doktrynę Kościoła?

Uważam, że Kościół zawsze miał tę świadomość, a zarazem z nią wzrastał. Staram się ustawicznie podnosić kwestię ubogich, ponieważ oni znajdują się w centrum Ewangelii. Doktryna społeczna Kościoła jest ewangeliczna, a nie partyjna. Znaczące wydaje mi się pewne sformułowanie Jana Pawła II: otóż zajmując się sprawą kapitalizmu, mówi on o społecznej gospodarce rynkowej. W tym sensie zdaje się akceptować liberalną propozycję rynku, jednak wpisuje w nią kategorię społeczną. Myślę, że to genialny sposób na łączenie ze sobą różnych sfer, a zarazem odczytywanie ich z punktu widzenia Ewangelii.

Czy spojrzenie papieża Wojtyły na kwestię społeczną, tak zbliżone do spojrzenia Waszej Świątobliwości, można uznać za wynik łączącego Was doświadczenia, jakim była praca w fabryce?

Oczywiście. Papież przekonał się na własnej skórze, czym jest ciężka praca. Dlatego zawsze brał sobie do serca problemy pracowników i postrzegał pracę jako środek prowadzący do uświęcenia, humanizacji społeczeństwa oraz historii.

Tego rodzaju odpowiedź, którą równie dobrze można by odnieść do Waszej Świątobliwości, kieruje moją uwagę ku szerszej i bardziej złożonej sprawie: jakie przede wszystkim zagrożenie niesie z sobą interpretacja nauczania Jana Pawła II?

Zagrożenie nie tkwi w nauczaniu Jana Pawła II jako takim, ale w pewnych ideologicznych interpretacjach tegoż nauczania. Ideologizacja bierze się stąd, że próbuje się wyodrębniać tylko pewne aspekty jego przemyśleń i przekuwać je w slogany, odrywając je tym samym od rzeczywistości, konkretnego kontekstu, żywych doświadczeń ludzi. Ideologia unicestwia, zabija życie, zmienia nauczanie w eksponat muzealny, oderwany od życiowych prawd. Aby ocalić wartość nauczania Jana Pawła  II, trzeba bronić go przed wszelkimi formami ideologizacji i rozpoznać zawarte w nim prorocze intuicje, które nie tylko nadal są aktualne, lecz także wymagają pogłębienia, poważnego potraktowania, odniesienia do realiów współczesności.

Instynkt każe mi szukać kolejnych cech wspólnych, analogii pomiędzy nauczaniem Waszej Świątobliwości a nauczaniem Jana Pawła II. Sprawa kobiet w dalszym ciągu wywołuje na łonie Kościoła ożywione dyskusje. Trwają poszukiwania konkretnych rozwiązań, które pozwoliłyby zwiększyć rolę kobiety w życiu Kościoła. Jan Paweł II poświęcił temu zagadnieniu Mulieris Dignitatem, zarazem jednak ostatecznie zamknął przed kobietami drzwi do kapłaństwa. Co Wasza Świątobliwość o tym myśli?

Kiedy ktoś zadaje mi pytanie o kapłaństwo kobiet, bardzo często odpowiadam, że nie tylko zgadzam się z Janem Pawłem II, lecz także uważam tę sprawę za zamkniętą, ponieważ oświadczenie papieża było w tym względzie rozstrzygające. Czasem zdarza nam się jednak zapominać, że patrzymy na sprawę kobiet i kapłaństwa w kategoriach funkcjonalnych, nie pamiętając, że jeżeli chodzi o znaczenie, to Maryja przewyższa apostołów i rolą, i godnością. (...) Lekcja, jaką daje nam kobieta, jest lekcją Maryi. Kobieta jest tą, która potrafi zdobyć się na ten trud serca. Jest tą, która uczy Kościół, jak przetrwać noc i zawierzyć dniu, kiedy dzień jest jeszcze daleki. Jedynie kobieta jest w stanie nauczyć nas miłości, która jest nadzieją. Powiedziałem kiedyś pewnemu żeńskiemu zgromadzeniu, że jedyną lampą zapaloną przy grobie Jezusa jest pełna nadziei miłość matki. W istocie, kiedy wszyscy godzą się już ze śmiercią Chrystusa, jedynie kobiety – a przede wszystkim Maryja – nadal żywią nadzieję, czekają i w końcu stają się pierwszymi świadkami zmartwychwstania. To dlatego chciałem, żeby Maria Magdalena doczekała się swojego miejsca w kalendarzu
liturgicznym i słusznie była nazywana apostołką, podobnie jak Maryja przez wieki była uznawana za Matkę apostołów. Przecież kiedy w Dziejach Apostolskich mówi się o pierwszym spotkaniu chrześcijan w Wieczerniku, pojawia się także wzmianka o niej. To ona sprawuje pieczę nad pierwszymi niepewnymi krokami rodzącego się Kościoła, który dopiero uczy się słuchać, modlić się, trwać we wspólnocie. Jakże Kościół mógłby się obejść bez tak znaczącego wkładu? Rola kobiety wykracza poza granice zwykłej funkcjonalności.

Niezależnie od kwestii kobiet, jakkolwiek jest ona istotna, wydaje mi się, że trzeba stawić czoła szerszemu problemowi. Mam na myśli to, że środek ciężkości Kościoła przesunął się z Europy ku Azji i Afryce. Czy Wasza Świątobliwość uważa, że Kościół i teologia powinny przyjąć odmienne kategorie interpretacyjne?

To wiąże się z inkulturacją wiary. Kategorie mogą się zmieniać, ważne jest to, żeby istota pozostała nienaruszona. Czasem trzeba odważyć się znaleźć nowe słowa,
aby powiedzieć te same rzeczy, powiedzieć je lepiej, żeby zostały zrozumiane i głębiej przyswojone. Teologia odnawia się nie dlatego, że wymyśla nowe rzeczy, ale dlatego, że znajduje nowe sposoby mówienia o nich. Inkulturacja nie polega na poszukiwaniu nowości, to poszukiwanie bardziej skutecznej, odnowionej metody głoszenia narodom Ewangelii. (...)

Jan Paweł II jest (...) opisywany jako człowiek, który wszystko odczytywał w głęboki, duchowy sposób. Ktoś zarzucił mu nawet przesadę w tym nazbyt głębokim postrzeganiu rzeczywistości. Krytykowano go na przykład za to, że po zamachu na placu św. Piotra w maju 1981 roku odniósł do siebie prorocze słowa, jakie Matka Boża skierowała w Fatimie do trzech pastuszków. Co Wasza Świątobliwość myśli o tej interpretacji?

Myślę, że Jan Paweł II był człowiekiem Boga, człowiekiem modlitwy. Wystarczyło popatrzeć, jak się modli, żeby zrozumieć, że potrafił zanurzyć się bez reszty w tajemnicy Boga. Ten, kto się modli, zawsze potrafi postrzegać zdarzenia w sposób transcendentny, nie zadowala się analizą, której dokonuje za pomocą samego tylko rozumu. Jan Paweł II pokazał to, co próbowałem powiedzieć biskupom, kiedy prosiłem ich, żeby zastanowili się nad tym, co przeżywamy w tym momencie historycznym, nad tym, co Pan chce nam przekazać poprzez doświadczenie słabości, zła, skandalu. Pod jakim względem powinniśmy się nawrócić, co zmienić w naszym życiu? Dlatego nie sądzę, żeby Jan Paweł II nie zachowywał umiaru, to raczej inni spoglądają na wydarzenia historyczne w sposób zbyt powierzchowny. (...)

Czy te same kryteria interpretacyjne dotyczą również doświadczenia zła? Wiele razy słyszeliśmy, jak Wasza Świątobliwość wyraźnie mówił o doświadczeniu zła jako o doświadczeniu konkretnym, takim, którego nie można tłumaczyć w kategoriach sugestii czy psychologii. Zło jest według Ojca Świętego efektywnym bytem, którego poczynania objawiają się w dziejach i są skierowane przeciwko wszystkim ludziom, bez wyjątku. Paweł VI mawiał, że dym Szatana przeniknął do Kościoła. Co zdaniem Waszej Świątobliwości jest prawdziwym celem zła?

Niszczenie. To dotyczy nas wszystkich, nawet ci, którzy temu zaprzeczają, zauważą, że tak właśnie jest, jeżeli tylko przyjrzą się uważnie własnej historii. Wszyscy
doświadczamy zła. Wystarczy spojrzeć na wielkie postacie biblijne – każda z nich przeżyła upadek pomimo swojej mądrości i pozornej lojalności. To, co początkowo może jawić się jako dobro, w pewnym momencie zmienia się w zło, ponieważ do głosu dochodzą duma, pycha, rany, ból. Pomyślmy o zmysłowości, uzależnieniu, braku swobody, przywiązaniu do pieniądza. Zło jest kłamliwe, uwodzi człowieka i zawsze doprowadza go do ruiny. W każdej epoce historycznej zło przejawiało się w różnych formach.

W jakiej konkretnie postaci zdaniem Waszej Świątobliwości zło przejawia się i operuje w tym momencie?

Jednym z głównych przejawów zła jest ideologia gender. Chciałbym jednak od razu uściślić, że mówiąc o tym, nie mam na myśli ludzi o orientacji homoseksualnej. Przeciwnie, Katechizm Kościoła katolickiego nakazuje nam dbać o tych braci i siostry i otaczać ich duszpasterską opieką. Moje słowa mają szerszy zakres znaczeniowy, dotyczą niebezpiecznych korzeni kulturowych. Ich niejawnym celem jest zniszczenie u podstaw projektu stworzenia, którego Bóg pragnie dla każdego z nas – a więc inności, różnorodności. Wszystko ma stać się jednorodne, neutralne. To atak na różnorodność, na kreatywność Boga, na mężczyznę i kobietę. Jeżeli mówię o tym wprost, to nie po to, żeby kogokolwiek dyskryminować. Po prostu chcę wszystkich przestrzec przed pokusą wpadnięcia w pułapkę, jaką był szalony plan mieszkańców miasta Babel: zniwelować różnice, aby stworzyć jeden język, jedną formę, jeden naród. Ta pozorna jednorodność przywiodła ich do samozniszczenia, ponieważ tego rodzaju ideologiczny projekt nie bierze pod uwagę rzeczywistości, różnic między ludźmi, wyjątkowości każdego człowieka i jego odmienności. To nie niwelowanie różnic pomoże nam zbliżyć się do siebie, lecz akceptacja drugiej osoby w jej odmienności, odkrycie bogactwa, jakim jest odmienność. Płodność tkwiąca w różnorodności sprawia, że jesteśmy istotami ludzkimi stworzonymi na obraz i podobieństwo Boga, ale przede wszystkim zdolnymi do zaakceptowania drugiego człowieka takim, jakim jest, a nie takim, w jakiego chcielibyśmy go zmienić. Chrześcijaństwo zawsze przedkładało fakty nad idee. W ideologii gender widać, że idea próbuje zdominować rzeczywistość i robi to w podstępny sposób. Chce zachwiać ludzkością we wszystkich obszarach i wszystkich możliwych formach edukacji, stając się kulturowym przymusem, nie tyle oddolnym, ile narzuconym z góry przez pewne państwa jako jedyny wzorzec kulturowy, do którego trzeba się dostosować.

Fragment tekstu pochodzi z książki "Święty Jan Paweł II Wielki", wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit.

 
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy