Od pewnego czasu pojawia się w internetowych przedsięwzięciach nowa tendencja. Nie jest jeszcze zjawiskiem powszechnym i raczej widać, że ma charakter eksperymentu, ale sam fakt jej pojawienia się wart jest dostrzeżenia. Chodzi o komentarze.
Niektóre serwisy internetowe, jak się wydaje, zwłaszcza te, które nastawione są na przekaz treści o poważnym ciężarze gatunkowym, wyłączają możliwość zamieszczania komentarzy bezpośrednio pod ich materiałami. Tym, którzy chcą się wypowiedzieć i wyrazić swoje zdanie, proponują przeniesienie dyskusji do mediów społecznościowych lub... pisanie listów do redakcji.
Dziwna, może nawet szkodliwa tendencja? Niekoniecznie.
Z jednej strony istniejąca w globalnej sieci możliwość natychmiastowego skomentowania przeczytanego tekstu lub obejrzanego czy wysłuchanego materiału, jest naprawdę sporym osiągnięciem. Daje odbiorcy kolejną komunikacyjną szansę. Bo przecież interaktywność to w najbardziej podstawowym założeniu zdolność do wzajemnego oddziaływania na siebie przez komunikujące się strony. Dzięki niej nie tylko autor, twórca i nadawca przekazu wpływa na czytelnika, słuchacza lub widza, ale możliwa jest reakcja na ten wpływ w tym samym miejscu, w którym się on odbywa. Reakcja, która nie wymaga podjęcia szeregu skomplikowanych zabiegów, skorzystania z innego sposobu przekazu. Napisanie listu do redakcji do naprawdę spory wysiłek. Nawet jeśli wysyła się go elektronicznie. Rzucenie kilku zdań komentarza pod materiałem umieszczonym w internecie jest o wiele prostsze i wygodniejsze. Daje też szansę na podjęcie dialogu zarówno z autorem, jak i z innymi odbiorcami.
Okazało się jednak, że z nową zdobyczą komunikacyjną, podobnie jak z wieloma innymi efektami postępu w dziejach ludzkości, jest problem. Korzystanie z niej wymaga pewnej dojrzałości. A tej wielu chętnym do komentowania w sieci najwyraźniej w różnym stopniu brakuje. I z ewentualnego dialogu szybko robi się pyskówka, a nawet pozbawiona jakichkolwiek zahamowań awantura.
Szybko też okazało się, że lekarstwo na taki stan, w postaci moderowania zamieszczanych w internecie komentarzy jest niewystarczająco skuteczne, a przy tym wymaga ogromnego wysiłku i wielkiej uwagi.
Nie dziwię się więc, że twórcy części serwisów internetowych rezygnują z komentarzy pod ich materiałami. Są tematy i sprawy, dla których właściwą przestrzenią jest cisza bibliotecznej czytelni, a nie zgiełk stadionu. Zwłaszcza, że jak pokazały pewne badania, taki okropny komentarzowy zgiełk potrafią wywołać niewielkie grupki, a nawet pojedyncze osoby, mnożące wpisy tysiącami. Niech się wyżywają gdzie indziej.