Potocznie uważa się, że to sprawa kobiet. W końcu ich światem są sprawy serca, więc temat czułości i bliskości jest w sam raz dla nich – jak znalazł. Tymczasem badania pokazują, że potrzeba bezpieczeństwa, która łączy się z bliskością, to nie wydumana fanaberia kobiecej emocjonalności, ale fundamentalny wymóg wpisany w naturę człowieka. Wszyscy, bez wyjątku, mamy to w naszej biologii.
Można powiedzieć, że jesteśmy zaprogramowani na bliskość. Już w drugiej połowie dwudziestego wieku badania nad zachowaniami niemowląt, prowadzone przez twórców i zwolenników tak zwanej teorii przywiązania pokazały jednoznacznie, że ssaki, a zwłaszcza ludzie, w najwcześniejszym okresie swego życia przede wszystkim dążą do osiągnięcia i utrzymania bliskości z tak zwaną pierwszą figurą, którą zazwyczaj jest matka. Bliskość, która stanowi fundament przywiązania, pełni w tym wypadku dwie podstawowe funkcje: biologiczną i psychiczną. Funkcja biologiczna łączy się z faktem, że utrzymywanie bliskości z matką zwiększa zasadniczo szanse na przeżycie, dając małemu organizmowi ochronę i zapewniając stabilność funkcjonowania. Z kolei funkcja psychiczna pokazuje, że dzieci są niejako zaprogramowane, aby utrzymywać bliskość z osobami, które mogą je chronić i pomagać im w trudnych momentach. Okazuje się jednak, że u ludzi – zdecydowanie bardziej niż w wypadku pozostałych ssaków – decydujące znaczenie ma kształt uzyskanej odpowiedzi. Tak zwana reaktywność otoczenia w wypadku niemowląt nie może ograniczyć się tylko do zaspokojenia pewnych powiązanych z bliskością potrzeb – np. ukojenia w sytuacji doświadczania bólu, nasycenia głodu, pragnienia, czy usunięcia fizjologicznego dyskomfortu.
Ludzkie dziecko potrzebuje przede wszystkim czułości i to właśnie czuła bliskość powinna być jakby szatą, w którą przyodziane zostaje zaspokajanie najbardziej nawet prozaicznych niemowlęcych potrzeb. W konsekwencji dla bezpiecznego, stabilnego rozwoju dziecka i dla wytworzenia się głębokiej, zdrowej więzi między nim a matką, konieczna jest nie tylko adekwatna odpowiedź na fizjologiczne potrzeby, ale także odpowiedź czuła. Chodzi więc o dotyk, przytulenie, pieszczoty – wszystko to, co dobodźcowuje dziecięcy organizm, dając mu poczucie przyjemności, ukojenia, bezpieczeństwa. Ważne jest, że tak budowana sfera bliskości nie jest tylko jakimś rozwojowym dodatkiem, ale absolutnie podstawowym środowiskiem, w którym powinny zostać osadzone wszystkie interakcje między matką a dzieckiem. Im bardziej stabilna, harmonijna i konsekwentna jest w swej bliskości matka, im adekwatniej odpowiada na sygnalizowane przez niemowlaka potrzeby, a jej reakcje są dla dziecka zrozumiałe i przewidywalne, tym bezpieczniejszy i zdrowszy obraz rzeczywistości utrwala się w jego emocjach. Chodzi więc, de facto o harmonijną rutynę – schemat, zgodnie z którym sygnalizowany przez dziecko dyskomfort jest kojony w sposób odpowiadający jego zapotrzebowaniu na bliskość. Z czasem, gdy dziecko zaczyna odłączać się od matki i stopniowo, coraz bardziej samodzielnie eksploatować świat, ta inwestycja w bliskość przynosi pierwsze rezultaty. Ujawniają się więc, przede wszystkim cechy charakterystyczne dla bezpiecznego przywiązania.
Dziecko, którego potrzeba bliskości była regularnie zaspokajana, przejawia większą samodzielność i stosunkowo swobodnie eksploruje nowe, nieznane obszary świata. Mama jest dla niego bezpieczną bazą, do której chętnie powraca, ale jednocześnie potrafi wytrzymać krótkie okresy rozłąki z nią bez nadmiernego niepokoju. Po powrocie mamy wita ją radośnie, łatwo też daje się pocieszyć i chętnie angażuje ponownie w zabawę. Nie przejawia również nadmiernego niepokoju na widok obcych. Bezpieczny wkład czułej bliskości będzie owocował w jego dorosłym życiu, a także przełoży się na obraz Boga. Trzeba bowiem pamiętać, że Bóg w naszym życiu pojawia się dopiero jako trzecia figura. To, jakie mamy Jego najgłębsze wyobrażenie, zależy w niemałym stopniu od tego, co pozostało w naszej emocjonalnej pamięci z postawy naszych rodziców. Wniosek nasuwa się jeden: chcąc uczyć dzieci relacji z Bogiem nie zaczynajmy dopiero od pacierza, ale dużo wcześniej – od czułej bliskości.
Aleksander Bańka