„Zawsze powinniśmy się modlić i nie ustawać”. Jak można zawsze się modlić?
1. Chodzi o to, aby żyć w obecności Boga. Wszak „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). Lubię wyrażenie Abrahama J. Heschela: „Wiara to rumieniec wywołany obecnością Boga”. Modlitwa to odpowiedź na ten rumieniec. Świeżo kanonizowany kard. John Henry Newman mówił, że ratunkiem dla chrześcijan żyjących pod sekularyzacyjną presją jest uczenie się życia w obecności Boga. „Musi nam wejść w krew poczucie, że jesteśmy w obecności Boga, że On patrzy na to, co robimy. I upodobanie w tym Jego spojrzeniu, pokochanie Go, rozsmakowanie się w tej myśli: »Ty, Boże, patrzysz na mnie«”. Kardynał Robert Sarah w najnowszej książce podkreśla, że „bez zjednoczenia z Bogiem wszelkie przedsięwzięcie mające umocnić Kościół i wiarę okaże się daremne. Bez modlitwy będziemy cymbałami brzmiącymi. Zniżymy się do rzędu medialnych kuglarzy, którzy robią wiele hałasu, a wytwarzają tylko pustkę”. 2. „A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego?” Bóg się zatroszczy o nas, o Kościół. Odpowie na wołanie. Pytanie tylko, czy my mamy wiarę i upór wdowy z przypowieści, czy jesteśmy wytrwali w wołaniu do Boga dniem i nocą? Czy ufamy Bogu, czy raczej liczymy na własne siły, układy, zabezpieczenia? Utraciliśmy poczucie sacrum, świadomość majestatu Boga, Jego świętości. Nie oddajemy Mu chwały. Nasze świątynie wypełnione są zgiełkiem. Telefony komórkowe przerywają modlitewne skupienie. Nie modlimy się śpiewem ani milczeniem. Wiele osób trwa na Mszy w jakimś dziwnym odrętwieniu – obecni ciałem, nieobecni duchem. Na szczęście wciąż jeszcze są ludzie, którzy żyjąc pośród tysięcy szarych obowiązków, modlą się dniem i nocą. Chociażby wspólnoty Żywego Różańca. Jak wiele zawdzięczamy ludziom modlitwy. Ich gorliwość może zawstydzać. Także nas, księży. 3. „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” Przejmujące pytanie. Do końca świata będzie trwało zmaganie światła wiary z siłami ciemności, które to światło chcą zagasić. Wydaje się, że to zmaganie narasta. Widać je w świecie polityki, mediów, kultury. Dziś obecne jest także we wnętrzu Kościoła. Wielu pasterzy zdaje się jednak tego nie dostrzegać. „Nie mówcie o kryzysie, musimy być optymistami” – uspokajają. Czy jednak dramatyzm pytania Jezusa nie powinien wybrzmieć z całą siłą właśnie dzisiaj? Joseph Ratzinger w 1970 roku (!) mówił do Katolickiej Akademii Bawarii: „Stopniowo znika oblicze Boga. »Śmierć Boga« jest całkowicie realnym procesem, który przenika dzisiaj do najgłębszego wnętrza Kościoła. Wydaje się, że Bóg w chrześcijaństwie umiera”. Kardynał Sarah stwierdza, że kryzys dotknął dziś nawet Urząd Nauczycielski Kościoła. „W nauczaniu pasterzy, biskupów i prezbiterów króluje istna kakofonia. Te nauki wydają się sobie przeczyć. Każdy narzuca swoją osobistą opinię jako pewnik. Wynikiem tego jest zamęt, dwuznaczność i apostazja”. Nie chodzi o sianie paniki. Chodzi o odwagę prawdy. I o to, by nie przestać wołać do Boga, dniem i nocą. By wziął swój Kościół w obronę.