Pielgrzymi, którzy idą do Matki Bożej Jasnogórskiej, opowiedzieli nam o swoim pielgrzymowaniu. Przeczytajcie. Bo jest wśród nich dwoje, którym ciągle mało!
Bogusław Szpak idzie na Jasną Górę idzie po raz
- Teraz będzie dużo wolniej - śmieje się Bogusław. - Jest taka potrzeba serca, żeby iść znowu. Dużo osób powierzyło mi swoje intencje, żebym je zaniósł naszej Mateczce. Wielu jest takich, którzy chcieliby iść, ale zdrowie im nie pozwala. Przyszli nas pożegnać tutaj, w Oświęcimiu, a potem powitają w Częstochowie, na wałach jasnogórskich.
Mówi, że każdy dzień na pielgrzymce dla niego jest... najpiękniejszy: - Każdy doskonale pamiętam. Różnorodność otoczenia, tu droga, tam las, tam ścieżka między polami. Takim szczególnym dniem jest drugi, bo w Gołonogu nasza grupa prowadzi cała pielgrzymkę i przygotowuje Eucharystię u św. Antoniego.
Bogusław nie ukrywa, że dla niego każde pielgrzymowanie, na którym jest kierującym ruchem, jest szczególnie wymagające. - Trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby nie doprowadzić do kolizji na drodze, żeby ochronić pielgrzymów przed niebezpieczeństwem. Po to jesteśmy, żeby nikomu nic się nie stało.
Nastolatki spod Tarnowa - Natalia, Monika i Gabi idą zachecone przez ciocię Ulę Palkę z Gorozwa koło Chrzanowa.
Wśród pielgrzymów jest także Renata Jarosz z Polanki Wielkiej.- Nie wiem, który raz idę. Pierwszy raz byłam na drugiej oświęcimskiej i chodziłam przez dziewięć lat. Potem była duża przerwa, bo pojawiły się na świecie dzieciaki, potem byłam ze cztery, pięć razy i wracam ponownie - mówi. - Motywuje intencja, którą mam w sercu. Mam trochę obaw zdrowotnych, ale myślę, że Pan Bóg da siłę. Warto iść. Nabiera się Ducha. Na pielgrzymce, jak nigdzie indziej, czujesz, że jesteś we wspólnocie. Jeden drugiemu pomaga w codzienności, na każdego możesz liczyć.
Ze wszystkich lat pielgrzymowania Renata najlepiej pamięta tę swoją pierwszą. Wyruszali z Oświęcimia - świeciło słońce. Zaraz potem zaczęło padać. I padało przez wszystkie dni. Słońce pokazało się dopiero na Jasnej Górze!
Z Polanki przyjechała także pani Ilona. - Idę pierwszy raz. Sama się zmotywowałam. Mam tyle intencji, że stwierdziłam: najwyższa pora na pielgrzymkę. Myślę, że będzie bardzo dobrze. Nie mam żadnych obaw. Tak jestem zmotywowana intencjami.
Robert Soból z zaborzańskiej parafii salezjanów idzie ponownie. - Związałem się bardzo z moją grupą, w ubiegłym roku to był znakomity czas wspólnej modlitwy, wspólnego przebywania. Idzie człowiek i modli się za tych, którzy na pielgrzymce jeszcze nie byli, żeby też mogli tego doświadczyć w kolejnym roku - podkreśla. - Kiedy szedłem pierwszy raz, miałem obawy, czy dam radę. Okazało się, że nie było problemu. Z Bożą pomocą przeszedłem całą drogę szczęśliwie. Nie ma trudnych rzeczy - idziesz w grupie, która jest wsparciem zawsze. Najpiękniejszy moment to ten, kiedy wchodzisz na Jasną Górę. Łzy same płyną - niezależnie czy jesteś mężczyzną czy kobietą…
Grażyna Wawak i Ewa Zemanek z Porąbki zdecydowały się na pielgrzymowanie po raz pierwszy.Po raz pierwszy na pielgrzymowanie zdecydowały się Grażyna Wawak i jej szwagierka Ewa Zemanek z Porąbki. - Intencja mnie zmotywowała - mówi Grażyna. - Chodzę na pielgrzymki do Łagiewnik, do Kalwarii Zebrzydowskiej, ale na Jasnej Górze jeszcze nie byłam pieszo. Idę w intencji moich córek, męża, własnej i za znajomych - o ich nawrócenie. Do tego pielgrzymowania zachęcili mnie klerycy, z którymi szłam w tym roku do Łagiewnik. A ostatecznie zmotywowała szwagierka. Skoro ona idzie, to i ja ruszam! Obawy mam… Córka idzie z Krakowa i mówi, że jest ciężko. Ale intencje są silniejsze. Ufam, że jak ktoś chce, to dojdzie.
Ewa, szwagierka Grażyny, dodaje: - Nigdy nie chodziłam na pielgrzymki, ale od zeszłego roku mieszkam w Kozubniku. Tam wybudowałam domek i chcę podziękować Panu Bogu. Połknęłam chyba bakcyla pielgrzymkowego. Byłam w tym roku w Łagiewnikach, potem z Porąbki szłam do Kalwarii, więc brakuje mi tylko Jasnej Góry. Moją intencją jest też zdrowie mojego męża. Zachorował, ale wierzę, że to moje pielgrzymowanie już przyniosło dobry skutek. Choroba męża się zatrzymała. Mam za co dziękować i o co się modlić…
Aż spod Tarnowa, by iść z pielgrzymką oświęcimską, przyjechały nastolatki - siostry Natalia i Monika Zawada oraz ich koleżanka Gabi Misiaszek. - Idę trzeci raz, bo podoba mi się atmosfera pielgrzymki. Ludzie są wobec siebie bardzo mili - zwłaszcza wobec tych, którzy idą pierwszy raz. Nie ma żadnych trudów, jeśli idzie się też tak duchowo - mówi Natalia.
Monika, zachęcona przez siostrę w ubiegłym roku, w tym idzie po raz drugi: - Na początku się wahałam, czy w tym roku iść, ale w końcu decyzja zapadła - idę! Bardzo mi się podobało. Zwłaszcza ostatni dzień, kiedy już się czuje, że jest niedaleko i dojdzie się szczęśliwie do celu.
Dziewczyny w tym roku zabrały też swoją koleżankę. - Opowiadały, jaka jest świetna atmosfera, że poznały bardzo wielu ludzi, że wszyscy są otwarci, życzliwi, że sobie pomagają. Chcę to zobaczyć! - mówi Gabi.
Dziewczynki są na pielgrzymce dzięki cioci Urszuli Palce z Gorzowa z dekanatu chrzanowskiego. Obok jej domu przechodzi pielgrzymka, więc… ona chodzi z nią od siedmiu lat. - Zachęcam wszystkich do pielgrzymowania. Ale dziewczyn w tym roku w ogóle zachęcać nie trzeba było. Same się zdecydowały, a mnie jest bardzo miło, że chcą iść ze mną - mówi ciocia. - Na ten czas czeka się cały rok. Na te chwile spędzone z Panem Bogiem i ludźmi, na spotkanie z Matką Boża. Te pięć dni daje siłę na wszystkie kolejne.