W grobowcu kapłańskim na cmentarzu parafialnym w Dąbrówkach Breńskich spoczął ks. Michał Łos, orionista, którego choroba poruszyła cała Polskę.
Ksiądz Michał Łos zmarł 17 czerwca w szpitalu w Warszawie. Diagnoza o toczącej go chorobie i niepomyślne rokowania pojawiły się koło Wielkanocy. – Miał ogromne pragnienie kapłaństwa, oddania się Bogu w całości. „Chcę zostać księdzem” – mówił wiele razy – wspominał w homilii wygłoszonej w Dąbrówkach Breńskich ks. Krzysztof Miś, prowincjał orionistów.
Dzięki specjalnej dyspensie od papieża Franciszka alumn Michał Łos mógł w przyspieszonym tempie złożyć śluby wieczyste, przyjąć święcenia diakonatu i prezbiteratu. – Księdzem był 24 dni. Odprawił w tym czasie trzy Msze św. – wyliczał ks. Krzysztof Miś. Ksiądz Michał zmarł 17 czerwca. – Historia jego powołania, pragnienie kapłaństwa, jest dla nas, którzy zostaliśmy, testamentem, który musimy podjąć, prosząc, modląc się o powołania do służby Bożej – dodał ks. Miś.
Procesja na cmentarz. Grzegorz Brożek /Foto GośćPogrzebowej Eucharystii przewodniczył bp Leszek Leszkiewicz. Uczestniczyło w niej 55 kapłanów i paruset wiernych. Obecny był również Mieszko Pawlak, dyrektor Biura Gabinetu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, który reprezentował na uroczystościach w Dąbrówkach Breńskich prezydenta RP Andrzeja Dudę.
Trumna z ciałem ks. Michała Łosa FDP na cmentarzu w Dąbrówkach Breńskich. Grzegorz Brożek /Foto GośćOstatnich kilka tygodni życia księdza Michała poruszyło wielu ludzi, a śledziła je niemal cała Polska. – Ksiądz Michał nie otrzymał żadnej parafii jako duszpasterz, ale niejako adoptowali go ludzie z wielu parafii z całego świata – przekonywał ks. Fernando Fernorod FDP, radca generalny zgromadzenia orionistów. Jak dodał, te tygodnie były czasem, kiedy ks. Michał stał się katalizatorem wielu emocji, ale jego świadectwo było również doświadczeniem wiary dla wielu. – On dał świadectwo prawdziwości słów: „Nic nie zdoła mnie odłączyć od miłości Jezusa”. To był program życia ks. Michała. Wypełniony do końca – dodał wzruszony ks. Fernando.
- Wczoraj żegnaliśmy Michała w Kaliszu. Było wielu ludzi. Był bardzo lubiany. Jego historia, oddanie Bogu, przywiązanie do Chrystusa było poruszającym świadectwem. Jako świadek święceń ks. Michała mogę powiedzieć, powtórzyć to, o czym wielu mówiło, że odszedł błogosławiony kapłan. Poznawszy jego historię, codziennie pisało do nas setki ludzi. Wspomnę jeden list. Pisała kobieta, która poruszona historią ks. Michała, przyznała, że wiele lat nie była w kościele, jest na bakier z Panem Bogiem, ale kiedy poznała jego historię, nie mogła spać całą noc, potem nie przespała drugiej nocy, ale trzeciej nocy zaczęła się, pierwszy raz od ponad 20 lat, modlić. To jest świadectwo ewangelizacji, które prowadził cicho, z łóżka szpitalnego – mówił Mariusz Talarek, przyjaciel rodziny.