Brytyjska premier Theresa May ostrzegła w sobotę, że "Wielka Brytania ma wybór: opuścić Unię Europejską z umową albo nie wyjść z niej wcale", odrzucając proponowaną przez eurosceptyczne skrzydło Partii Konserwatywnej opcję bezumownego brexitu.
Szefowa rządu zaznaczyła, że "parlament wyraził się jasno, że zastopuje wyjście Wielkiej Brytanii bez umowy, (więc) teraz mamy jasny wybór: albo wyjdziemy z UE z umową albo nie wyjdziemy wcale".
"Im dłużej to zajmuje, tym większe jest ryzyko, że Wielka Brytania nigdy nie opuści (Wspólnoty). To oznaczałoby, że brexit, za którym zagłosowali Brytyjczycy, wyślizgnąłby nam się z dłoni" - ostrzegła premier, cytowana przez czasopismo "The Observer", zapewniając jednocześnie, że ona nie zgodzi się na taki rozwój wydarzeń.
"Jest konieczne, abyśmy zrealizowali to, za czym ludzie zagłosowali i zrobili to, co jest konieczne, aby doprowadzić do finalizacji tego porozumienia" - dodała.
W piątek May napisała do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, prosząc o wydłużenie procesu wyjścia z Unii Europejskiej do 30 czerwca br. z opcją udziału w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, gdyby Wielkiej Brytanii nie udało się wcześniej sfinalizować umowy ws. opuszczenia Wspólnoty.
May zaznaczyła w liście do Tuska - którego kopią dysponuje PAP - że jej rząd "będzie chciał ustalić harmonogram ratyfikacji, który pozwoli na wyjście ze Wspólnoty przed 23 maja 2019 roku i odwołanie (w Wielkiej Brytanii) wyborów do Parlamentu Europejskiego", ale dodała, że jednocześnie "będzie kontynuował odpowiedzialne przygotowania do ich organizacji, gdyby to okazało się niemożliwe".
Jednocześnie zastrzegła jednak, że taki scenariusz "nie leżałby w interesie ani Wielkiej Brytanii, ani Unii Europejskiej".
Propozycja May zostanie rozpatrzona na przyszłotygodniowym szczycie UE i jednogłośnej wymaga zgody liderów 27 państw członkowskich.
Niedzielny "Sunday Telegraph" zaznaczył jednak, że zasugerowany przez May nowy termin spotkał się z ostrą krytyką wewnątrz Partii Konserwatywnej, a eurosceptyczni ministrowie w jej rządzie rozważają masową rezygnację ze stanowisk, gdyby wyborcy musieli wybierać europosłów ponad trzy lata po tym, jak zagłosowali za wyjściem z UE.
Liderka klubu torysów w Izbie Gmin Andrea Leadsom, która jest jednym z czołowych zwolenników brexitu w gabinecie May, ostrzegła wręcz, że "wizja brexitu, którą mieliśmy, powoli nam umyka i zaczyna nam brakować czasu, aby ją uratować".
Doświadczona polityk przestrzegła przede wszystkim przez postulowanym przez część opozycyjnej Partii Pracy - z którą premier prowadzi obecnie rozmowy ws. ponadpartyjnego kompromisu ws. wyjścia z UE - zorganizowaniem drugiego referendum w tej sprawie. Taka propozycja miała pojawić się w trakcie piątkowych rozmów pomiędzy przedstawicielami obu stron.
Leadsom oceniła jednak, że byłoby to "ostateczną zdradą" woli wyborców i ostrzegła, że ponowne głosowanie w tej sprawie "wymagałoby długiego opóźnienia (brexitu) oraz podsyciło na nowo stwarzającą podziały debatę publiczną w tej sprawie".
"Skoro parlament póki co nie uszanował pierwszego wyniku, nie ma też powodu, aby wierzyć, że uszanowałby decyzję podjętą w drugim referendum" - dodała z frustracją.
"Telegraph" dodał także, że wielu zwolenników torysów i sponsorów odmawia zaangażowania w kampanię przed zaplanowanymi na początek maja wyborami samorządowymi, oskarżając rząd May o to, że "stracił kontakt z wyborcami" ws. brexitu. W liście do gazety ponad 100 obecnych radnych i kandydatów na to stanowisko ostrzegło, że zmagają się z problemami dot. mobilizacji lokalnych struktur, co grozi gorszym od spodziewanego wynikiem.
Wielka Brytania ma czas do 12 kwietnia, by zdecydować się na brexit bez umowy albo uzyskać zgodę UE na przedłużenie członkostwa we Wspólnocie i znalezienie nowego sposobu na wyjście z impasu politycznego. Mogłoby ono na przykład polegać na drugim referendum w sprawie brexitu lub znacznej zmianie proponowanego modelu relacji z UE (np. pozostanie we wspólnym rynku lub w unii celnej).