Na cmentarzu Rakowickim odbył się dziś pogrzeb zmarłego 24 marca 95-letniego Mariana Cebulskiego, aktora związanego od 1949 r. z Teatrem im. Słowackiego.
Żegnali go rodzina i przyjaciele ze sfer teatralnych oraz kibice jego ukochanego klubu piłkarskiego Cracovia.
Mszę św. w intencji zmarłego odprawili w cmentarnym kościele Zmartwychwstania Pańskiego ks. dr Dariusz Raś, archiprezbiter kościoła Mariackiego i zarazem kapelan Cracovii, oraz ks. dr Dariusz Guziak, proboszcz parafii Świętego Krzyża, na której terenie znajduje się Teatr im. Słowackiego.
- Na jego klepsydrze znalazł się cytat z dramatu Wyspiańskiego "Wyzwolenie": "Oklaski miałem ich, uznanie i znaczenie./ Efemeryczne to, przez jeden wieczór lamp,/ a gaśnie, gdy pogasną skręcone rzędy ramp". Te słowa wypowiada w dramacie Stary Aktor. Wypowiada je do nas dzisiaj z drugiej strony życia aktor stary - Marian Cebulski, który niejednokrotnie mówił je ze sceny. Te słowa odnoszą się także do naszego życia na ziemi, które jest efemeryczne i kruche - powiedział ks. Raś.
Przyjaciela i mentora teatralnego odprowadzali do grobu m.in. dyrektorzy Teatru Słowackiego Krzysztof Orzechowski i Krzysztof Głuchowski oraz aktorzy: Anna Dymna, Marian Dziędziel, Jerzy Fedorowicz, Krzysztof Jędrysek i Leszek Piskorz. - Umarł król! Jeden z ostatnich naszej sceny - krakowskiej i polskiej. Gdy mówimy o historii teatru w Krakowie, to zawsze wcześniej czy później pojawia się nazwisko Mariana Cebulskiego. Żartował, że pierwszą rolę, którą zagrał w teatrze, była rola Isi w "Weselu" Wyspiańskiego. 70 lat był związany z naszym teatrem w jego zaledwie 125-letniej historii. Grał ok. 160 ról za kadencji 11 spośród 20 dyrektorów. Jeszcze niedawno, gdy odbierał nagrodę Ludwika za całokształt dorobku i odpychając mikrofon, którym posługiwali się inni, wyprostował się nagle i wygłosił piorunujący monolog Starego Aktora z "Wyzwolenia". Było to coś nieprawdopodobnego, co zostanie nam na zawsze w pamięci - wspominał dyrektor Głuchowski.
Nad grobem aktora pochylił się sztandar Cracovii, dzierżony przez Krzysztofa Tureckiego, legendarnego piłkarza tego klubu, który grał w nim przez wiele lat jako stoper od czasów IV Ligi aż po ekstraklasę. Swojego przyjaciela żegnał inny zagorzały kibic Cracovii Aleksander Kobyliński "Makino", bard zwierzyniecki, śpiewając hymn klubowy i wykonując swój popisowy numer - naśladowanie za pomocą strun gitary dźwięków rozkołysanego dzwonu Zygmunta.
Teatralna przygoda urodzonego w 1924 r. M. Cebulskiego zaczęła się w 1942 r., w czasie okupacji niemieckiej, w podziemnym teatrze Adama Mularczyka w Krakowie. Marian już jako dziecko chłonął wszystko, co płynęło doń ze sceny. - Miłość do teatru zapewne odziedziczył po ojcu, który był nie tylko oficerem Wojska Polskiego, ale i miłośnikiem Melpomeny, reżyserem teatru amatorskiego - uważa Dariusz Domański, krakowski krytyk teatralny. W teatrze Mularczyka poznał m.in. Wiktora Sadeckiego, któremu przyjaźni dochował do końca jego życia. Grywali potem razem wielokrotnie, m.in. jako para Gzymsików w "Romansie z wodewilu" Władysława Krzemińskiego i w "Lesie" Aleksandra Ostrowskiego.
Po zakończeniu wojny M. Cebulski wstąpił do studium aktorskiego Starego Teatru, gdzie uczył się rzemiosła scenicznego m.in. pod okiem wielkiego Juliusza Osterwy. Krytyk teatralny Wojciech Natanson uważał go, obok Tadeusza Łomnickiego, za najzdolniejszego słuchacza tego studium. Występował początkowo w Teatrze Powszechnym i Teatrze Kameralnym Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, by ostatecznie zadomowić się w Teatrze im. Słowackiego. - Cebulski stworzył na deskach tej sceny niezapomniane postacie. Trudno wymienić wszystkie, ale na pewno jedną z największych była rola Horodniczego w "Rewizorze" Gogola. Warto wymienić także rolę Stiepana w "Ożenku" Gogola. Zagrawszy ją pierwszy raz w 1949 r. obok wielkich aktorów Mieczysławy Ćwiklińskiej i Jana Kurnakowicza, którego potrafił bezbłędnie naśladować, wrócił do niej m.in. w 2012 roku. Oklaskiwano go także m.in. jako Księdza, Gospodarza i Dziada w trzech kolejnych inscenizacjach "Wesela" Wyspiańskiego w 1969, 1973 i 1984 roku - przypomniał D. Domański.
M. Cebulski był jednak artystą wszechstronnym. Nie ograniczał się do występów na deskach scenicznych. Można go było także usłyszeć w słuchowiskach radiowych i zobaczyć w kabarecie "Jama Michalika".