Trumna ze szczątkami plut. Jana Kwiczali spoczęła na cmentarzu parafialnym przy kościele św. Katarzyny w Czechowicach-Dziedzicach. Pogrzeb odprowadzony został uroczyście, z honorami wojskowymi, sztandarem i salwą kompanii reprezentacyjnej 18. batalionu powietrznodesantowego z Bielska-Białej. Z najbliższymi nad jego grobem modlili się przedstawiciele władz i krewni innych żołnierzy "Bartka".
Zginął skazany na karę śmierci, wykonaną w Katowicach 31 grudnia 1946 r. Na godny pochówek i własny grób plutonowy Kwiczala czekał ponad 72 lata. Tyle też trwało cierpienie najbliższych, którzy nie mogli odmówić modlitwy nad jego grobem.
- Wie pani, co roku urodziny, Wigilia, Wszystkich Świętych czy rocznica śmierci w Sylwestra to był czas, kiedy ten brak odczuwało się najbardziej. Tylko w domu można było uczcić jego pamięć – wspomina Elżbieta Kosakowska, z domu Kwiczala, córka Jana.
Razem ze swoją córką, a wnuczką plutonowego Kwiczali, przez lata woziła kwiaty na katowicki cmentarz przy ulicy Panewnickiej, bo wiele przemawiało za tym, że po egzekucji ciała jego i zabitych tego samego dnia pięciu innych żołnierzy ze zgrupowania "Bartka" wywieziono na ten cmentarz. Grobu jednak nie znalazły, bo zwłoki zakopano potajemnie, a następnie w tym miejscu powstały groby innych osób.
Dopiero ponad dwa lata temu prace poszukiwawczo-ekshumacyjne na cmentarzu przy ul. Panewnickiej podjęli specjaliści z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN oraz Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. Odnaleziono szczątki, a po długich miesiącach identyfikacji ustalono, że wśród odnalezionych są także Jana Kwiczali. Dlatego dopiero teraz mógł odbyć się jego pogrzeb i od 20 marca 2019 plut. Kwiczala ma już swój grób...
Wierny do końca
Na uroczystym pożegnaniu nie zabrakło żołnierzy, bo i Jan Kwiczala był żołnierzem.
Urodzony w 1913 r. w Rajsku pod Oświęcimiem angażował się w działalność Związku Strzeleckiego i Polskiego Związku Zachodniego. W okresie międzywojennym pełnił służbę w 3. Pułku Strzelców Podhalańskich, dlatego żołnierze w mundurach tej formacji, z charakterystycznym piórem przy kapeluszu i w pelerynach, pełnili honorową wartę przy trumnie, na której oprócz biało-czerwonej flagi spoczywał kapelusz podhalańczyka z białym piórem.
W latach hitlerowskiej okupacji Jana Kwiczalę dwa razy wywożono na roboty przymusowe do Niemiec, a on dwa razy uciekał, podejmując również misje kurierskie. Ukrywał się przed Niemcami w Dziedzicach i w 1944 r. wstąpił do Narodowych Sił Zbrojnych. To on przyjmował do konspiracyjnych struktur NSZ związanego z tą okolicą Henryka Flamego "Bartka", razem z nim zakładał zgrupowanie, a potem był jego łącznikiem.
Po zakończeniu II wojny światowej Jan Kwiczala pracował jako strażnik kolejowy i pod pretekstem podróży służbowych mógł wykonywać funkcję łącznika, przekazując rozkazy, meldunki, pieniądze i żywność między dowództwem VII Okręgu NSZ a oddziałami zgrupowania działającymi pod dowództwem "Bartka". We wrześniu 1946 r. UB przeprowadziło operację "Lawina", mordując wywiezionych w trzech grupach na Opolszczyznę prawdopodobnie ponad stu żołnierzy "Bartka". W obławach i zasadzkach ginęli następni. Równolegle trwały aresztowania. "Emil" został aresztowany 19 października 1946 r. w Zabrzu jako jeden z ostatnich. Po okrutnych przesłuchaniach trafił przed Woskowy Sąd Rejonowy obradujący 14 grudnia 1946 r. w Będzinie. Proces odbył się bez udziału obrońcy, a oskarżeni nie mieli prawa zapoznać się z dokumentami procesowymi. Jan Kwiczala został ofiarą mordu sądowego. Wyrok został wykonany 31 grudnia 1946 r. w więzieniu przy ul. Mikołowskiej w Katowicach. Ciała nie oddano rodzinie.
Tego samego 31 grudnia zginęli także skazani na śmierć inni członkowie zgrupowania "Bartka": Władysław Guzdek "Wilk" (ur. 1925 r.); ppor. Józef Kołodziej "Wichura" (ur. 1921 r.), plut. Ernest Kozubek "Grom" (ur. 1925 r.), Józef Olszar "Ojciec" (ur. 1905 r.), Bolesław Palarz "Ogień" (ur. 1927 r.). Przypuszczalnie również ich szczątki ekshumowano podczas prac na katowicki cmentarzu. Obecnie nadal trwają prace nad identyfikacją odnalezionych szczątków.
Pożegnanie bohatera
- Jako żołnierz i patriota upominał się o sprawiedliwość, poszanowanie godności oraz prawo do wolności naszej ojczyzny - podkreślał w homilii ks. ppłk Mariusz Antczak, kapelan garnizonu bielskiego. - On do końca pozostał wierny ewangelicznemu prawu miłości, które zobowiązuje do czynu. Jezus powiedział: "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję". Śp. Jan Kwiczala był przyjacielem Boga, wszak wypełniał jego wolę. Wstępując w szeregi Wojska Polskiego przysięgał być wiernym Rzeczypospolitej. Podjęte zobowiązanie wypełnił do końca. W powojennej Polsce nie poszedł na współpracę z wrogami naszej Ojczyzny. Stanął po właściwej stronie.
Jak dodawał ks. ppłk Antczak, Jan Kwiczala zasłużył na miano sprawiedliwego, a jego ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej pokazuje jego szczególny związek z Maryją, podobnie jak data urodzin: 3 maja, w święto NMP Królowej Polski oraz data śmierci, w wigilię Świętej Bożej Rodzicielki Maryi.
Zginął mając 33 lata. Ks. ppłk Antczak odczytał jego pożegnalny list do rodziny, do żony i dzieci. "Najdroższa żoneczko i dzieci. Ja jestem już po wyroku. Gdy do Wigilii siądziecie, niech się nie kręci łza w oku. Jest we mnie pokój. Poświęciłem życie, wiek Chrystusowy, Ojczyźnie. Tobie i dzieciom pomogą rodzice, a rana może się zabliźni. (…) Tak, będzie puste miejsce przy stole. Też będzie wam mnie przypominać. I ryngraf z Matką, co na łez padole dziś, w cichą noc rodzi Syna” - pisał plut. Kwiczala. I zostawił przykład wierności Bogu i ojczyźnie, pokazując, że jest gotów za te wartości oddać życie.
Wreszcie ma grób
Jego umęczone i sponiewierane szczątki pochowano z wojskowymi honorami. Nad grobem na czechowickim cmentarzu parafii św. Katarzyny wraz z najbliższa rodziną stanęli przedstawiciele władz, z wicewojewodą śląskim Janem Chrząszczem i burmistrzem Czechowic-Dziedzic Marianem Błachutem. Przybył także prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN, kierujący poszukiwaniami szczątków bohaterów walki z komunistycznym systemem władzy oraz dr Andrzej Sznajder, dyrektor katowickiego oddziału IPN.
Prof. Szwagrzyk wielokrotnie deklarował, że nie spocznie, dopóki nie odnajdą się szczątki polskich bohaterów, którzy tak jak plutonowy Kwiczala służyli wiernie Polsce. – Oni, tak jak pan plutonowy, gdy przyszła ich próba, w sposób doskonały spełnili obowiązek. I za to zapłacili cenę najwyższą. Dziś państwo polskie spełnia swój obowiązek wobec nich. Także my, tu obecni, spełniamy swój obowiązek; polski, chrześcijański, ludzki - mówił podczas pogrzebu w kościele św. Katarzyny, przypominając, że godny pogrzeb jest też oddaniem sprawiedliwości bohaterowi, który jak wszyscy występujący przeciw komunistycznej władzy, miał na zawsze pozostać z piętnem bandyty.
Na cmentarzu pani Elżbieta, córka plutonowego Kwiczali, nie mogła powstrzymać łez, drżącymi rękami przytulając do piersi wojskowy kapelusz ojca i flagę z jego trumny.
- Co czuję dzisiaj? Przede wszystkim wdzięczność dla ludzi, którzy postarali się, byśmy mogli go odzyskać. I radość, że mógł wreszcie wrócić do siebie, do domu, pochowany jak człowiek: godnie, w kościele, z modlitwą. Na to czekaliśmy tyle lat. Mama nie doczekała, bracia nie doczekali. Cieszę się, że ja doczekałam sprawiedliwości. Oby już nikt nigdy nie krzyczał na dzieci, że są dziećmi bandyty, tak jak na mnie i braci. Zawsze czuliśmy się gorsi. Nawet nazwiska taty nie było wolno nosić w szkole - wspomina Elżbieta Kosakowska.
- Naszym obowiązkiem jest pamięć o wszystkich bohaterach. Nasi ojcowie, dziadkowie spełniali obowiązki wobec ojczyzny. Teraz kolej na nas: na budowanie dumy narodowej, kształcenie nowych pokoleń, przekazywanie prawdy - mówił do uczestników pogrzebu Jana Kwiczali ks. Piotr Pietrasina, proboszcz czechowickiej parafii św. Katarzyny.
A uczestnicy pogrzebu krótka modlitwą nad grobem mjr. Henryka Flamego "Bartka", spoczywającego na tym samym cmentarzu, uczcili też pamięć dowódcy zgrupowania i kilku innych pochowanych w tym miejscu żołnierzy "Bartka".