Dawno nie było w światowej polityce tak niepokojącego roku jak rok 2018.
Odwilż w Korei
W pierwszej połowie roku Korea wyjątkowo często na pierwszych stronach gazet. I nie chodzi tu tylko o gazety sportowe i odbywające się w Pjongczangu Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Choć i koreańska olimpiada odegrała swoją polityczną rolę. Po latach groźnych pohukiwań ze strony Korei Północnej nastąpiła wreszcie pewna odwilż w relacjach z reżimem Kim Dong Una. Symbolem tej odwilży miał być wspólny występ niektórych sportowców z dwóch części Korei właśnie na lutowej olimpiadzie. Sam Kim Dzong Un spotkał się też z Donaldem Trumpem, co miało wymiar symboliczny. Wprawdzie ustalona w czasie rozmów denuklearyzacja Półwyspu Koreańskiego postępuje bardzo opornie, to jednak relacje między dwoma zwaśnionymi państwami na tym półwyspie są dużo bardziej intensywne niż dawniej.
Wojny światowe, na razie handlowe
Uspokojenie Korei Północnej wcale nie poprawiło nastrojów świata. Rok 2018 obfitował w szereg zatargów, które w końcu mogą przerodzić się w coś gorszego. Nieporozumienia na tle interesów gospodarczych doprowadziły już do niejednej wojny. A takie właśnie nieporozumienie ma miejsce między USA a Chinami. Donald Trump postanowił bardzo aktywnie walczyć o dominującą pozycję Ameryki w światowej gospodarce. Nie waha się on więc wytoczyć wojny handlowej głównemu rywalowi, czyli Chinom. Na razie kolejnym cłom towarzyszą na przemian rozmowy i groźne pohukiwania polityków. Ale polityka amerykańskich ceł nie dotyczy tylko Chin. Na celowniku Waszyngtonu znalazła się też Unia Europejska, a zwłaszcza mające wysoką nadwyżkę w handlu z Ameryką Niemcy. A konflikt polskich sojuszników powinien nas szczególnie niepokoić.
Na Bliskim Wschodzie bez zmian
Praktyczna likwidacja Państwa Islamskiego wcale nie uspokoiła sytuacji na Bliskim Wschodzie. Stare potęgi regionu wręcz jeszcze mocniej skaczą sobie do gardeł. Zagrożenie dla amerykańskich sojuszników, Izraela i Arabii Saudyjskiej, ze strony Iranu skłoniło Donalda Trumpa do przywrócenia sankcji na Teheran. Ale ani Irańczycy, ani ich sojusznicy, nie chcą słyszeć o rezygnacji ze swojej polityki. Wspierany przez nich Baszszar al-Asad kontynuuje swoją bliską zwycięstwa kampanię w wojnie domowej w Syrii. Nowością w regionie jest za to aktywna polityka Turcji. Ankara nie tylko wkracza swoim wojskiem na tereny sąsiednich państw w walce z Kurdami, ale i prowadzi politykę zagraniczną, która może owocować zmianą układu sił na Bliskim Wschodzie. I to w dodatku zmianą na niekorzyść USA i Zachodu.
Sprawdzian Trumpa
W polityce światowej amerykański prezydent bardzo często w 2018 r. stawał w centrum uwagi. Ale naprawdę ocenić mogli go w zeszłym roku tylko Amerykanie. W listopadzie mieszkańcy Stanów Zjednoczonych wybierali Izbę Reprezentantów, 1/3 Senatu i kilkunastu gubernatorów. Komentatorzy polityczni uważają, że tzw. Mide-term elections są pierwszym poważnym egzaminem dla urzędującego prezydenta. I Donald Trump raczej zdał ten egzamin, choć w niezachwycający sposób. Demokraci uzyskali wprawdzie przewagę w Izbie Reprezentantów, ale Republikanie umocnili się w Senacie. Z wyniku wyborów trudno wnioskować o tym, kto wygra wybory prezydenckie za dwa lata. Ale w połowie pierwszej kadencji Baracka Obamy Demokraci osiągnęli podobne wyniki jak dzisiaj Republikanie. Trump może więc mieć nadzieję na drugą kadencję w Białym Domu.
Rewolucja „Żółtych Kamizelek”
Swój egzamin wydaje się za to oblewać Emmanuel Macron. Wprawdzie francuski prezydent nie musiał stawiać czoła wyborcom w 2018 r. ale reakcja władz w Paryżu na ruch protestu, którego symbolem stała się żółta kamizelka (jej posiadanie w samochodzie jest obowiązkiem Francuzów). Początkowy protest przeciwko podnoszeniu podatków na benzynę przerodził się w ruch sprzeciwu przeciwko fiskalizmowi państwa francuskiego. Rząd Eduarda Philippe wycofał się ostatecznie z planów podwyżek, ale nie uspokoiło to protestujących. Nie uspokoiła ich też brutalność policji. „Żółte kamizelki” zgilotynowały kukłę Emmanuela Macrona. Wprawdzie obecnemu prezydentowi Francji nie grozi los Ludwika XVI, ale sondaże wskazują, że głowa Macrona może spaść w politycznym sensie po najbliższych wyborach.
Rosnąca fala „populizmu”
Wszystkich, którzy boją się „populizmu”, niepokoić mogą nie tylko problemy Macrona, czyli „tamy dla populistów”. Rzekomi populiści wygrywali w kolejnych państwach. W czeskich wyborach wygrał oskarżany przez niektóre środowiska o ksenofobię i homofobię Milos Zeman. We Włoszech powstał rząd antysystemowych partii z udziałem oskarżanej wielokrotnie o rzekome szerzenie ksenofobii i homofobii Ligi Północnej. Ale prawdziwym ciosem były wyniki wyborów w Brazylii. Wygrał w nich niespodziewanie oskarżany przez przeciwników, a jakże, o „skrajne” ksenofobię i homofobię Jair Bolsonaro. Żeby jeszcze pogrążyć przeciwników „populizmu”, swoją dominację na węgierskiej scenie politycznej potwierdził Wiktor Orban. Lider Fideszu po raz kolejny zdobył większość konstytucyjną w parlamencie.
Nowe oblicza konfliktu ukraińsko-rosyjskiego
Pod koniec 2018 r. dał o sobie znać konflikt ukraińsko-rosyjski. Do starcia między Ukraińcami i Rosjanami po raz pierwszy doszło na morzu. Rosyjskie jednostki zaatakowały w Cieśninie Kerczeńskiej ukraińskie okręty, które chciały wpłynąć na Morze Azowskie. Kilkunastu ukraińskich marynarzy zostało wziętych do niewoli. Mimo początkowych obaw, nie doszło do eskalacji działań wojennych w tym regionie. Jednak sytuacja Kijowa na kilka miesięcy przed wyborami nie jest wesoła. Rosjanie w tym momencie bardzo mocno ograniczają dostęp Ukraińcom do ich portów na Morzu Azowskim. Ale konflikt Kijowa z Moskwą miał w 2018 r. jeszcze inne oblicze. Patriarchat Konstantynopola cofnął zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego nad Ukrainą, przywracając Kijowowi autokefalię. Oznacza to, że ukraiński kościół prawosławny może zostać zjednoczony poza wpływami Rosji. Tak więc przynajmniej w wymiarze duchowym udało się w 2018 r. Ukraińcom uciec z uścisków Moskwy.