Dziennikarka jednej z głównych ogólnopolskich gazet kilka dni temu zaintrygowana odnotowała w portalu społecznościowym: „To zaskakujące, że wrzucenie na FB foty kota budzi więcej reakcji, niż link do materiału o przełomowym wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który może zmienić życie setek tysięcy ludzi”.
Wbrew narzucającemu się być może wielu skojarzeniu, artykuł, który podlinkowała, zanim poczyniła to spostrzeżenie, wcale nie dotyczy sporu o reformę sądownictwa w Polsce. Co prawda mówi również o tak głośnym dziś zjawisku, jak pytanie prejudycjalne, ale w zupełnie innej materii.
Chodzi o zapytanie skierowane do Europejskiego Trybunału przez sędziego Sądu Rejonowego z Siemianowic Śląskich w sprawie trybu nakazowego stosowanego przez banki w stosunku do konsumentów. Trybunał Sprawiedliwości stanął po stronie polskich konsumentów. Banki, które do tej pory w prosty sposób uzyskiwały nakaz zapłaty w postępowaniu nakazowym tylko na podstawie przedstawionych przez siebie dokumentów bankowych, nie załączając umowy, już nie będą mogły tego robić. Unijne prawo zakłada, iż konsument jest w każdej tego typu umowie stroną słabszą. Dlatego sąd musi sprawdzać, czy umowa jest uczciwa i czy nie zawiera niedozwolonych zapisów.
Jak widać, sprawa naprawdę nie jest błaha i jej skutki dotykają mnóstwa ludzi w całej Polsce. A jednak dotyczący jej post dziennikarki doczekał się niespełna trzydziestu lajków, trzech komentarzy i jednego udostępnienia.
Coś jest na rzeczy. Sam ze zdumieniem odkryłem, że na moim niedawno założonym koncie na Instagramie najwięcej polubień ma aktualnie kompilacja zdjęć własnoręcznie przeze mnie wykonanego guacamole. Ale po piętach depcze jej coś jeszcze dziwniejszego - fotka torebki z „przyprawą po włosku”, wyjętej z paczki mrożonych warzyw, przeznaczonych do smażenia na patelni.
Mówię o tym wszystkim 13 grudnia. W kolejną rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Dla mnie to ważna data, związana z bardzo poważnym wydarzeniem, które dotknęło mnie podobnie jak miliony moich rodaków. Mam świadomość, że przez niespełna czterdzieści lat, które upłynęły od tamtego dnia, zaszły ogromne zmiany. Żyje dzisiaj mnóstwo Polaków, dla których tamte sytuacje to zamierzchła przeszłość.
Można by na podstawie przedstawionych wyżej przykładów odnieść wrażenie, że wolimy obecnie zajmować się sprawami i tematami trzeciorzędnymi, a odpuszczamy to, co ważne, co naprawdę dla naszej egzystencji istotne. Mam jednak nadzieję, że to złudzenie, że specyfika mediów społecznościowych sprawia, iż częściej reagujemy w wymiarze publicznym na błahostki, bzdury, niż na to, co faktycznie ma znaczenie. Ale gdy trzeba, potrafimy przestać lajkować zdjęcia kotków oraz potraw i zająć się tzw. prozą życia. Także tą trudną i skomplikowaną.