Jak dobrze wytłumaczyć dzieciom, czym jest niepodległość? - Do najmłodszych najlepiej przemawia postawa - mówią Marta i Rafał Zawiertowie.
Niepodległość rozumiemy i doceniamy lepiej wtedy, gdy zobaczymy miejsca, gdzie jej nie ma. Na co dzień bowiem nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jest to dla wielu oczywiste. Niedawno byliśmy w Korei Południowej i tłumaczyliśmy dzieciom, jak wygląda życie u sąsiadów, czyli w Korei Północnej. Wtedy zauważamy szybko to, co każdego kolejnego dnia wydaje się normalne, wręcz obowiązkowe - mówi Marta Zawierta.
- W Korei Północnej nie mogą wylatywać do innych krajów. A w telewizji podają zupełnie nieprawdziwe informacje! - opowiada 7-letnia Ola.
Rodzice przyznają, że to bezczelne medialne kłamstwa w systemie politycznym Korei Północnej najbardziej przemawiają do córek.
- Bez niepodległości nie mielibyśmy wpływu na to, jak wygląda nasze życie. My decydujemy, co będziemy robić, gdzie będziemy mieszkać, jak edukować nasze dzieci. Zostalibyśmy wpisani bez naszej zgody w jakieś ramy, które mogłyby nam nie odpowiadać, narzucić ograniczenia założone z zewnątrz, które odbierają człowiekowi godność - dodaje Rafał Zawierta.
Wrocławscy rodzice podkreślają, że z perspektywy rodziny niepodległość pozwala dzieciom po prostu być dziećmi. Nie muszą brutalnie zbyt wcześnie dorastać, myśleć o sprawach, które nie są przeznaczone dla ich wieku, a tak bywa np. w czasie wojny czy pod okupacyjnymi rządami.
- Niepodległość daje dzieciom błogą rzeczywistość, pozwala spokojnie dorastać, cieszyć się dzieciństwem, które ma potem przecież wpływ na nasze dorosłe życie - mówi Marta.
- Gdyby nie było niepodległości, nie mówilibyśmy własnym językiem, po polsku, tylko musielibyśmy się uczyć np. niemieckiego. I jeszcze mamy własną flagę - oświadcza z dumą 9-letnia Tosia.
Zawiertowie językowy argument Tosi docenili w Korei, w której nic nie rozumieli ze słuchu i z czytania. A gdy w metrze na drugim końcu świata, w zupełnie innej kulturze, w sytuacji, w której zupełnie się tego nie spodziewali, usłyszeli polskie słowa, serca im się rozradowały. I nagle odkryli swoją dumę i radość z bycia Polakiem.
Jak zgodnie przyznają rodzice, dzieciom nie trzeba na siłę tłumaczyć słowa "niepodległość", tylko pokazywać ją czynem, codziennymi decyzjami.
- Można opowiadać o miłości do ojczyzny, ale powinno się to poprzeć zachowaniem. Do najmłodszych najlepiej bowiem przemawia postawa - stwierdza ojciec.
I taką właśnie postawę podjęli w połowie października Zawiertowie wraz z nauczycielem historii, który uczy Tosię.
- Pan Marek wymyślił kilka akcji, by wprowadzać dzieci w prace społeczne i zaakcentować ten wyjątkowy jubileusz 100-lecia niepodległości. Jedną z nich było robienie kotylionów - opowiada tato.
- Sprzedawaliśmy je za tzw. "co łaska" podczas agapy we wspólnocie rodziców, a pieniądze przeznaczyliśmy na odnowienie polskich grobów za wschodnią granicą, gdzie kiedyś była Polska - tłumaczy z zapałem Tosia.
Dziewczęta wraz z mamą i z pomocą nauczyciela przygotowały 35 kotylionów i uzbierały na renowację polskich nagrobków na Kresach Wschodnich ponad 220 złotych.
- Naprawdę nie spodziewaliśmy, że uda się bez problemu sprzedać wszystkie. Zależało nam na tym, żeby dzieci je robiły ręcznie i chociaż była to żmudna praca, chętnie się zaangażowały - przyznaje Marta.