Gdy czas dojrzał, wolność przyszła jak dar - nie jak zdobycz.
Kilka lat przed odrodzeniem się Polski nic na to nie wskazywało. Nasz naród był jak chłopiec, którego jednocześnie trzymają za gardło aż trzej potężni faceci. Każdy z nich cesarz, pan ludów i władca olbrzymich obszarów, wódz nieprzeliczonych wojsk. Jak w tych warunkach można było myśleć o niepodległej ojczyźnie? Powstania tylko potwierdziły bolesną prawdę, że to nie ludzka moc wyrwać się z żelaznego uścisku takich mocarzy. Największe wysiłki i danina krwi nic nie dały, a nawet pogorszyły sytuację Polaków. Nie pomogły plany, kalkulacje i strategie.
I kto by pomyślał, że gdy czas dojrzeje, wolność przyjdzie bardziej jak dar niż jak zdobycz?
Gdy wiele lat wcześniej Adam Mickiewicz modlił się „o wojnę powszechną za wolność ludów”, czy mógł przypuszczać, że taka wojna naprawdę przyjdzie? I choć wolność ludów wcale nie była celem tej strasznej ogólnoświatowej rzezi, to faktycznie wolność – dla Polski – była jej skutkiem. Zaborcze potęgi rzuciły się sobie do gardeł i tak się wzajemnie wyniszczyły, że straciły zdolność panowania nad zagarniętymi ziemiami.
Cała ta rzecz pokazuje, jak niewiele mogą te wszystkie dywizje, którymi szczycą się możni tego świata. Cztery lata wystarczyły, żeby upadły cesarstwa, a mapa Europy zmieniła się nie do poznania. A plany przecież były zupełnie inne.
Pod tym względem nic się nie zmieniło – jeśli jesteśmy wolnym narodem w wolnym państwie, to nie dzięki naszemu sprytowi, sile militarnej i jakiejkolwiek innej, tylko Bożemu błogosławieństwu. Niezasłużonemu, ale wymodlonemu. Bo prawdziwa siła Polski mierzy się świętością jej obywateli.
Św. Faustyna zapisała w Dzienniczku: „Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna”.
Niech Bóg będzie uwielbiony w Polsce. Skoro nasza ojczyzna ma Boże błogosławieństwo, niech i ona będzie błogosławieństwem dla świata.