W ubiegłym tygodniu w sali koncertowej NOPSRu pokazywane były, jako swoiste uzupełnienie, dodatek do Międzynarodowego Konkursu im. Karola Szymanowskiego dwa filmy autorstwa pani Viollety Rotter – Kozery. Pierwszy to „Wojciech Kilar – między awangardą a Hollywood”, była to śląska premiera, a drugi to „Please find – Henryk Mikołaj Górecki”.
Z tego drugiego filmu przywołam dwa obrazy i zacytuję z pamięci towarzyszące im słowa. Pierwszy. Prof. Julian Gembalski wspomina czasy, kiedy był asystentem na Akademii Muzycznej, a Henryk Mikołaj Górecki jej Rektorem, i jak to ówczesny sekretarz PZPRu zażądał od rektora zwolnienia z pracy asystenta Gembalskiego. Pewno, jako szykanę, represję za Jego zaangażowanie w duszpasterstwo akademickie, grę na organach w katedrze i krypcie, i publicznie okazywaną bliskość Kościołowi. A Rektor Górecki uderzywszy pięścią w stół odmówił. Pracy nie stracił ani rektor, ani asystent. Julian Gembalski dodaje, że od tego czasu wyraźnie zmieniły się relacje między pracownikami Akademii.
Drugi. Jakiś czas później Henryk Mikołaj Górecki pisał utwór „Beatus Vir” dla uczczenia 900 rocznicy męczeńskiej śmierci biskupa Stanisława. Prawykonanie tego dzieła odbyło się w Krakowie, w kościele Franciszkańskim podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Dowiedziawszy się o tym ówczesny I sekretarz KW PZPR Zdzisław Grudzień wezwał Rektora Góreckiego i zapytał: Podobno piszecie coś dla papieża? Piszę odpowiedział krótko Górecki. To albo przestaniecie pisać, albo przestaniecie być Rektorem – zawyrokował Grudzień. To przestałem być Rektorem usłyszał w odpowiedzi.
Słuchałem tych wspomnień, po raz pierwszy zresztą, symbolicznie chyląc czoło z szacunkiem przed śp. Kompozytorem zastanawiając się jednocześnie czy w dzisiejszych czasach są jeszcze możliwe tak jednoznaczne i bezkompromisowe postawy i zachowania?
Dali Bóg nie wiem. Ale jakoś tak nie wiedzieć czemu, podskórnie powątpiewam. Jasne, że były to inne czasy, a te współczesne są już na tyle inne, że nie stawiają nas przed takimi wyborami i nie wymagają tak jednoznacznych postaw. Tak nam się przynajmniej wydaje. Prawdę mówiąc, to ja wcale nie jestem o tym tak do końca przekonany.
Rzecz w tym, że każdą władzę świerzbi ideologizacja jej sprawowania. Wtedy była socjalistyczno komunistyczna, ale może też być laicko liberalna, lewicowa z domieszką lewactwa, czy prawicowo narodowa. I po ideologizację rządzenia sięga się chętnie, bo bardzo często traktowana jest jako dodatkowa legitymizacja dla sprasowujących władzę czy też aspirujących do jej przejęcia także, a może i przede wszystkim, dla podejmowania pojedynczych personalnych decyzji.
Wtedy ta ideologizacja uzasadniała, legitymizowała partyjny autorytaryzm. Dziś pokusa tak daleko idącej ideologizacji rządzenia przykryta jest, schowana za zasłoną demokratyzacji i pluralizmu. A to niestety coraz częstszej sprzyja akceptacji, nawet popularyzacji konformizmu. Innymi słowy postaw, zachowań, cytując za definicją: bezkrytycznie podporządkowanym normom, wartościom i poglądom uznanym za obowiązujące w danej grupie.
Dlaczego tak jest? Delikatnie i trochę usprawiedliwiająco rzecz ujmując, to w imię ugodowości i kompromisowości. Nazywając jednak rzeczy mocniejszymi słowy, jak wyrzut brzmiącymi, to w imię życiowej łatwizny i wygodnictwa. I o tym, że to wygodnictwo i łatwizna biorą dziś górę w naszym życiu przekonywać się chyba nie musimy. A jeśli to one staną się już na dobre normą i zasadą naszych decyzji i wyborów, a wierzę że jeszcze jednak nie są, to będzie znaczyło, że ważniejszym stanie się „mieć” niż „być”. I choć treści kryjące się za tymi słowami zadają się być z górnej półki i trochę ponad naszymi głowami, to jednak realnie wpływają nie tylko na nasze życie, a przede wszystkim na to jacy i kim jesteśmy. Bo rzecz idzie nie tylko o jakieś idee, a o realny kształt, wizerunek nas samych i to nie przez wygląd, a poprzez osobowość. Tylko na czym tak naprawdę nam dziś zależy, na wyglądzie czy na osobowości?