Jest lato, są wakacje i z całą pewnością oprócz wypoczynku na plaży, zdarzyć nam się mogą również wyprawy do lasu. A w lesie, jak to w lesie, człowiek zgubić się może. Telefon nie ma zasięgu, wiedza z geografii czy przyrody uleciała już dawno z głowy, a jak trwoga to wiadomo - do Boga. Tylko kogo wezwać na orędownika w swojej sprawie?
Św. Jan Gwalbert
brewiarz.pl
Jest lato, są wakacje i z całą pewnością oprócz wypoczynku na plaży, zdarzyć nam się mogą również wyprawy do lasu. A w lesie, jak to w lesie, człowiek zgubić się może. Telefon nie ma zasięgu, wiedza z geografii czy przyrody uleciała już dawno z głowy, a jak trwoga to wiadomo - do Boga. Tylko kogo wezwać na orędownika w swojej sprawie? Św. Franciszka, bo był w świetnej komitywie ze zwierzętami, a w zaroślach świecą właśnie jakieś ślepia? A może jednak św. Huberta, bo to w końcu patron myśliwych, a i samemu zdarzyło mu się w lesie zgubić? Ten trudny dylemat może pomóc rozwiązać dzisiejszy święty – patron leśników. Co prawda urodził się około roku 1000 daleko od leśnej głuszy, bo w samym sercu miasta zwanego Florencją, ale od dziecka ciągnęło go do ciszy. Początkowo szukał jej u benedyktynów w San Miniato, ale niebawem dopadł go tam zgiełk wielkiego świata. Oto w czasie wyboru kolejnego opata, nowy przełożony został, jak byśmy powiedzieli dzisiejszym językiem, 'przywieziony w teczce' przez władcę tamtejszych ziem. Rzecz w średniowieczu wcale nie nowa, nawet mająca swoją własna nazwę – symonia – ale i tak, dla bohatera naszej dzisiejszej opowieści daleka od ideału oderwanej od wielkomiejskiego chaosu benedyktyńskiej „modlitwy i pracy”. Dlatego też nasz patron w geście protestu opuścił swój macierzysty klasztor i po niedługim pobycie u kamedułów zaszył się w dolinie Vallombrosa, gdzie rozpoczął życie pustelnicze regulowane jedynie rytmem życia lasu. Jak to ze świętymi często bywa, z czasem przylgnęli doń naśladowcy i tak w roku 1039 powstała tam wspólnota mnichów, którzy wiedli surowe życie, kierując się regułą wspominanego jutro w liturgicznym kalendarzu św. Benedykta z Nursji. Jak państwo się domyślacie na jednym klasztorze się nie skończyło, nasz patron zmuszony był założyć ich więcej, a całą tę wspólnotę od miejsca, w którym powstała zaczęto nazywać walombrozjańską. Wracając jednak do lasu, w którym mogą się państwo latem zgubić, warto pamiętać, że dzisiejszy święty w pełni zasłużył na tytuł patrona leśników i wszystkich, którzy w lesie w ten czy inny sposób się znajdą. Założoną bowiem przez niego wspólnotę cechowało to, że realizując benedyktyńską regułę 'modlitwy i pracy', za pracę swoją uznali opiekę nad lasem. Poznawali prawa rządzące jego życiem, troszczyli się o drzewa, ptaki i leśne zwierzęta. Co więcej traktowali las jak przebogatą księgą, gdzie w każdym drzewie, zwierzęciu, ptaku czy roślinie można było dostrzec ukrytą mądrość Boga oraz Jego dobroć. Choć więc dzisiejszy patron odszedł do nieba w roku 1073, warto znać jego imię, gdy niemal 1000 lat później wybieramy się do lasu na wycieczkę. Wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy? Świętego Jana Gwalberta.