Neoprezbiterzy 2018. Nowi kapłani - dla diecezji, dla Kościoła, dla każdego z nas. Jak odkrywali powołanie? Kim jest dla nich Jezus? Jakimi pragną być księżmi?
Ksiądz Rafał Grzybek
Ur. 2.07.1985 r. w Zabrzu. Par. św. Anny w Zabrzu. Hasło prymicyjne: "Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę" (Mdr 13,5)
Ks. Rafał Grzybek
Ur. 2.07.1985 r. w Zabrzu. Par. św. Anny w Zabrzu. Hasło prymicyjne: "Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę" (Mdr 13,5)
Pamiętam, była sobota, około 20.00…
Nigdy nie sądziłem, że pójdę do seminarium. Nigdy nie byłem ministrantem, nie należałem do żadnej grupy kościelnej. Nawet był taki etap w moim życiu, że w ogóle nie chodziłem do kościoła; narzekałem na Kościół. Interesowałem się ateizmem, głównie poglądami Richarda Dawkinsa. Do seminarium przyszedłem, gdy miałem 27 lat.
Skończyłem biologię i geologię, pracowałem przez trzy lata, częściowo w szkole jako nauczyciel, częściowo – w banku, gdzie zostałem managerem. Zacząłem interesować się Bogiem na drodze typowo rozumowej. Poznałem kilku księży, którzy znacznie wpłynęli na moje postrzeganie religii, Pana Boga, na postrzeganie świata. Nie wiedziałem, że można z Nim wchodzić w jakieś relacje. Że jest On kimś bliskim. Tego nauczyłem się dopiero w seminarium. Wyspowiadałem się po pięcioletniej przerwie. I gdzieś czułem, że może powinienem być księdzem, ale się bałem. Po pierwsze dlatego, że miałem kolegę, który poszedł do seminarium. Zawsze chciał być księdzem, pobożny, ministrant, ale po pół roku wyszedł. Dziś ma żonę, dziecko… Myślałem, że skoro on zrezygnował, to gdzie tam ja dam radę?! Po drugie – byłem przekonany, że jak przychodzi się do seminarium, to już trzeba być pewnym tego, że chce się być księdzem. Nie wiedziałem, że to jest etap rozeznawania powołania. Poza tym pracowałem, miałem swoje mieszkanie, pewną niezależność, stabilną pracę. I teraz miałem zostawić to wszystko? Przez trzy lata solidnie biłem się z tymi myślami.
Przełomowa okazała się rozmowa z moją ciotką. Ona mi powiedziała: „Idź na rok, jak ci się spodoba, zostaniesz, jak nie, nową pracę spokojnie sobie znajdziesz”. Na co ja: „Wow! Tak można?”. Oświeciło mnie. Pamiętam, to była sobota ok. 20.00 – i wtedy podjąłem decyzję. W poniedziałek poszedłem do pracy, powiedziałem wszystkim, że jadę na spotkanie do Knurowa. Okłamałem ich i w krawacie z logo mojego banku przyjechałem pod seminarium.
To był sierpień. Obchodzę ten budynek chyba ze trzy razy. Wchodzę po schodkach, otwierają się drzwi, siedzi jakiś pan. Pytam go o sekretariat, dziekanat, a on do mnie: „Pan w sprawie księgarni?”. „Nie, nie księgarni, ja chciałem się zapisać”. „Ale rekolekcje towarzystwa przyjaciół seminarium już były”. „Nie wiem, czy o tym samym rozmawiamy, ale ja chciałem zapisać się do seminarium…”. W końcu przyszedł ksiądz ekonom, dogadałem się z nim. Następnego dnia zadzwonił do mnie ksiądz prefekt. Porozmawialiśmy i wtedy dowiedziałem się ciekawych rzeczy: że będę musiał studiować teologię i że istnieje coś takiego jak diecezje. Ja jestem z Zabrza (diecezja gliwicka). Prefekt zapytał się mnie, czy mam świadomość, że jeśli zostanę księdzem, to będę święcony dla archidiecezji katowickiej. Nie przyznałem mu się wtedy, że nie wiem, czym są diecezje… Zostałem w seminarium w Katowicach i uważam, że podjąłem najlepszą decyzję w życiu.
Teraz święcenia – ufam, że Bóg wie co robi J, moim planem jest być dobrym księdzem, a w jaki sposób będzie się to realizowało – pozostawiam tę decyzję Panu Bogu.