Fala hejtu i gróźb, jaka wylała się na pełnomocniczkę projekty "Zatrzymaj aborcję", jest ogromna. Godek komentuje to krótko: gdy brakuje argumentów merytorycznych, zaczynają się ataki personalne.
Od czasu, gdy "Gazeta Wyborcza" opublikowała informację o tym, że Kaja Godek pracuje w radzie nadzorczej jednej z warszawskich spółek, pełnomocniczka obywatelskiego projektu ustawy o zakazie aborcji eugenicznej doświadcza olbrzymiej fali hejtu i zastraszania.
Były telefony i SMSy nad ranem, wiadomości przesyłane emailem, ale przede wszystkim mnóstwo nienawistnych wpisów w przestrzeni internetowej. Jakie to wpisy? Oto kilka wybranych przykładów (redakcja dysponuje screenami, pisownia oryginalna, wulgaryzmy wykropkowane przez redakcję):
Jak takiego potwora nazwać który z chorobie swojego dziecka zrobił sobie dobra kasę scierw. nie matka!!!
Ty skur..... jedyne co tobie się należy to solidny wpier..., doczekasz się wszo.
Kaja Godek Twoje pomysły to powrót do średniowiecza!!! Z drugiej strony szkoda, że go teraz nie ma bo za swoje herezje zostałabyś spalona na stosie lub zawisła na szubienicy!!!
Część materiałów została poddana analizie prawnej i zgłoszona na policję. Sama Kaja Godek tak komentuje obecną falę nienawistnych komentarzy: "Jako że zwolennicy aborcji nie mają argumentów merytorycznych za utrzymaniem legalności aborcji eugenicznej, to rozpoczęły się ataki personalne i próby zastraszania. To jednak świadczy wyłącznie o bezsilności zwolenników aborcji w tej debacie".