Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada.
Św. Nicefor brewiarz.pl Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. Kto nie zna tej ludowej mądrości? Kogo trzeba przekonywać, że ta maksyma nie wzięła się z powietrza, tylko z wielowiekowego ludzkiego doświadczenia? Chyba tylko dzieci. Tymczasem Kościół proponuje nam dzisiaj patrona, który na prawdę zawartą w tym porzekadle, pomoże spojrzeć z Bożej perspektywy. A w tej perspektywie dół wykopany by kogoś poniżyć, staje się górą, która tego kogoś wynosi aż do nieba. Ale żeby to dostrzec, trzeba bliżej poznać św. Nicefora. Przychodzi na świat w Konstantynopolu w połowie VIII wieku. Bardzo szybko odkrywa, że dobre urodzenie i pobożność nie stanowią gwarancji spokojnego życia. Życie mieszkańców wschodniego cesarstwa, nawet tych najznamienitszych, spoczywa bowiem w rękach cesarza. I jeśli cesarz uzna, że wszelkie święte obrazy należy zniszczyć jako bałwochwalcze, to biada temu, kto dostrzega w tym kaprys władcy, polityczną rozgrywkę albo wręcz herezje. W ten właśnie sposób Nicefor stracił wcześnie swoich rodziców. Zdobył jednak stosowne wykształcenie i został nawet przez kolejnego z władców mianowany sekretarzem. Ponieważ jednak w odniesieniu do obrazów świętych polityka cesarzy nie uległa zmianie, nasz patron, by być w zgodzie ze swoim sumieniem oddalił się do klasztoru. Nie na długo wszakże. Oto umiera patriarcha Konstantynopola, a cesarz wpada na genialny plan - decyduje się obsadzić kościelny urząd urzędnikiem. Tyle że cesarskim. Ma to ukrócić wszelkie próby niesubordynacji wobec cesarskiej woli wobec losu obrazów i w ogóle. I tak nasz świecki do tej pory bohater, obejmuje drugą po Rzymie stolicę w Kościele. Oczywiście udzielone są mu wszystkie potrzebne święcenia. Oczywiście są tacy, którzy protestują. Ale z wolą władcy się nie dyskutuje. Okazuje się jednak, że Nicefor dzięki pobytowi w klasztorze mocno się zmienia. Z pokornego sługi cesarza staje się solą w jego oku. Głośno mówi, że nie da się niszczenia obrazów połączyć z nauczaniem Kościoła i tajemnicą Wcielenia. Chcąc się pozbyć niewygodnego biskupa, cesarz zwołuje więc synod, na którym inni biskupi mają potępić patriarchę Konstantynopola. Staje się jednak odwrotnie. Oto św. Nicefor z taką mocą wykłada naukę wiary, że ojcowie synodalni stają za nim murem, acesarz może zrobić już tylko jedno – skazać tego człowieka na banicję i spróbować skrytobójczo zabić. Zamach się nie udaje, za to sam władca pada ofiarą dworskich intryg. Myli się jednak ten, kto by pomyślał, że teraz święty Nicefor może wrócić na swoją biskupia stolicę. Zmiana władzy nie oznacza wcale zmiany polityki. Tak więc, człowiek o którym dzisiaj mowa, umiera na wygnaniu 2 czerwca 829 roku. Czy wiecie państwo dlaczego wspominamy go w kościele 13 marca? Bo to tego dnia, tyle że w 847 roku, za panowania zupełnie innego cesarza, relikwie św. Nicefora uroczyście powracają do Konstantynopola.