Jeanne Moreau wyznała kiedyś "Starość nie chroni przed miłością, ale miłość czasem potrafi ochronić przed starością".
Spotkanie z prababcią
Słowa tej zmarłej kilka miesięcy temu francuskiej aktorki warto odnieść do pewnej sytuacji. Oto pewien obraz: przed świętami Bożego Narodzenia do pewnego domu weszła prababcia. Nastał wówczas niesamowity moment. Dwuletnia dziewczynka stanęła przed nią z podniesioną głową i wyraźnym uśmiechem. Starsza Pani, odwzajemniając radość, spojrzała delikatnie w dół na wnusię. Dzieliło je prawie dziewięćdziesiąt lat życia, a one tak dłuższą chwilkę stały i rozmawiały bez słów. Patrząc na podobne sytuacje można zacytować Sokratesa, który podobno stwierdził, że „Nigdy nie zestarzeje się serce, które kocha”. Jan Paweł II zapytany kiedyś „Czemu lubi spędzać czas z młodymi osobami?” miał podobno powiedzieć „Bo, kto z kim przystaje, ten takim się staje?” Bez trudu można dostrzec, że dzieci najlepiej potrafią sprawić, że osoba starsza zapomina o swoim wieku. Z drugiej jednak strony może spowodowane jest to czymś innym. Może tutaj z kolei Arystoteles miał rację mówiąc, że „Starość to nic innego, jak powtórzenie wieku dziecięcego”
Starszy, znaczy smutny
Obraz starości zapewne do końca moich dni kojarzyć mi się będzie z pewnym oddziałem psychogeriatrii. Był on przeznaczony dla osób starszych, u których zdiagnozowano choroby lub zaburzenia psychiczne. Wchodząc do tego miejsca, już od progu można było dojść do przekonania, że „starość Panu Bogu się nie udała”. Prawdziwe jest natomiast przysłowie „Starość, nie radość!” Pamiętam doskonale pewną sytuację. Wraz z kolegą mieliśmy odwiedzić jednego z pacjentów w części obserwacyjnej. Gdy otwarto nam drzwi, weszliśmy do totalnie innego świata. Leciała głośno piękna muzyka, główny motyw mistrza Morriccone z filmu „Misja”. Przy stole siedziało kilkanaście osób. Jedne bez ruchu na krzesłach. Inne oparte głową o blat, najczęściej przywiązane pasem do fotela: ich ciała bez tego prawie natychmiast opadały na podłogę. U wielu z pacjentów stwierdzono wcześniej Chorobę Alzheimera, bądź też innego typu zaburzenia otępienne. Gdy weszliśmy do oddziału, staliśmy tak dłuższa chwilę, jak wryci. Teoretycznie wszystko było tam okropne. Odrapane ściany, paskudny zapach potu, moczu, czasem także brudu. Pełno ludzi starszych czasem bez kontaktu. Gdy opuściliśmy oddział jak „jeden mąż” stwierdziliśmy, że doświadczyliśmy czegoś wyjątkowego, wręcz mistycznego, a warto zaznaczyć, że podejście do wiary mięliśmy całkowicie odmienne.
Walka ze starością
Może zatem warto wytoczyć bój podobnym obrazom? Nie tylko sposobowi traktowania osób starszych, ale także samej starości? Wytacza ją od wieków medycyna, Dzisiaj widać to już nie tylko w dynamicznym rozwoju kosmetologii oraz chirurgii plastycznej. Patrząc na gwiazdy filmowe, bez trudu można dostrzec te, które fortunę ulokowały w umiejętnościach sprawnych lekarzy, mających przedłużyć ich życie, sprawność i piękny wygląd. Dzisiaj działania te angażują coraz więcej specjalistów. Powoli zaczyna się wyodrębniać nowy dział medycyny, zwany medycyną już nie tylko rekonstrukcyjną, ale wręcz regeneracyjną. Wykorzystanie terapii genowej oraz niezwykłych wręcz możliwości, jakie prawdopodobnie dają komórki macierzyste budzi ogromne nadzieje. Z jednej strony pojawia się społeczne oczekiwanie powstania metod, które pozwolą nam np. wymienić zepsuty narząd, zaatakowany przez nowotwór. Z drugiej jednak perspektywy co szkodzi by korzystając z tej metody wymieniać po kolei każdą część ciała? Aż prosi się by zadać jedno z najgłośniejszych pytań Freddiego Mercurego „Kto chciałby żyć wiecznie?” Na pytanie to odpowiada Jonathan Swift
„Każdy pragnie żyć długo, ale nikt nie chciałby starości”. Czy jednak wiemy czego tak naprawdę pragniemy? Brak starości, wieczna młodość, jako walka z bólem. A może i w takiej sytuacji od bólu nie uciekniemy? Popatrzy na treść filmu „Wiek Adaline”. W wyniku niepowtarzalnych zdarzeń jej organizm traci umiejętność starzenia się. W wieku stu lat wygląda, jakby nie przekroczyła trzydziestki. Widać jak ucieka prze funkcjonariuszami różnych służb, którzy chcieliby zrobić z niej królika doświadczalnego. Ucieka jednak także przed miłością. Wie, że pokochanie kogoś wiązać się będzie z bólem. Ten ktoś umrze, a ona zostanie. Wspomina o tym główna postać z filmu „Zielona mila”, grana przez Toma Hanksa, który cierpi chowając kolejną bliską osobę.
Starość to radość?
Trudno pisać o starości nie osiągnąwszy jeszcze wieku powszechnie uznanego za średni. Co młody człowiek wie o bólu stawów, problemach z chodzeniem, trudnościach z zapamiętaniem faktów oraz realnym lękiem o przyszłość? Z drugiej jednak strony może to właśnie my, jeszcze młodzi powinniśmy o starszych pamiętać?! Może to właśnie po naszej stronie „leży piłka”. W starości jest coś niepojętego. Człowiek w pewnym momencie staje się rzeczywiście jak dziecko: pewnych rzeczy może nie rozumieć, wymaga stałej pomocy, czasem korzystania z pieluch, nie może zostać sam. I chyba właśnie samotność jest największym wrogiem starości. Równie mocno mogą jej jednak nie znosić, ci którzy być może kiedyś obdarzeni zostaną nieśmiertelnością. W filmie „Człowiek przyszłości”. Robin Williams wcielił się w postać androida, robota, który pragnie być człowiekiem. W pewnym momencie zaczyna wyglądać jak człowiek. Nie starzeje się jednak, nie potrafi. Gdy w niezwykły sposób nabywa umiejętność kochania, pojawia się w nim automatycznie myśl, by się zestarzeć, by kolejne lata przeżywać z osobą, którą kocha. Umiera, ale nie jest sam. Jak to powiedział kiedyś Karol Wojtyła „jak chleba kęs, jak człowieka bycie, tak śmierć ma sens i ma sens życie. Ma sens, ma sens, ma sens.”