Ks. Petera Hockena w dniu jego pogrzebu wspominają jego polscy przyjaciele.
Ks. Peter nieustannie mówił: „Jezus musi być w centrum”.
Dlaczego był dla mnie tak ważny? Przez lata stał się bliskim przyjacielem i kimś, który uczył mnie patrzenia przez pryzmat większego Bożego planu i wrażliwości na Ducha. Kochania Jego Słowa i kochania Jego Kościoła.
Chodząca pokora. Nauczał mnie zadając pytania, pokazując jak myśleć, czym się kierować. Był niesamowicie wrażliwy na Ducha Świętego, zadawał Mu pytania i czekał na odpowiedź. Cenił Jego poruszenia.
Dzieliło nas dokładnie 40 lat. Jego posłuszeństwo Panu Bogu torowało w jakiś sposób drogę dla nas.
O. Mariusz Orczykowski (rektor seminarium duchownego oo. Franciszkanów w Krakowie)
W czasie Paschy żydów mesjańskich u w naszym klasztorze jeden z rabinów poprosił o miskę z wodą. Klęknął u stóp ks. Hockena i… umył zawstydzonemu księdzu nogi. Powiedział, że nie widzi innego sposobu by uświadomić innym, jaką rolę pełni ten skromny kapłan we wzajemnym dialogu…
Karol Sobczyk (lider wspólnoty „Głos na Pustyni”)
Pewnego razu pojechaliśmy z księdzem Peterem na Słowację. W przedłużonym weekendzie brali udział przedstawiciele różnych Kościołów chrześcijańskich i żydzi mesjańscy. Księża, pastorzy, liderzy. Było nas prawie 100 osób. 100 osób mających różne spojrzenia, różną teologię. I wśród nich ksiądz Peter, który uczył nas wszystkich słuchania siebie nawzajem. Budował między nami mosty. W jego otoczeniu każdy był równie ważny. Każdy był równie cenny. Nawet ja, który w tamtym czasie niewiele albo i nic nie rozumiałem, byłem pytany przez niego o zdanie, o moje rozumienie. Zapewne dlatego, że ksiądz Hocken nie gromadził ludzi wokół racji, ale wokół wspólnego Ojca. Wiedział, że im jesteśmy bliżej Niego, jesteśmy bliżej siebie.
Trudno opisać atmosferę wolności, której doświadczaliśmy podczas spotkań z księdzem Peterem. Może dlatego, że wolność była dla niego wartością, którą na co dzień żył. Często chodził w czarnym garniturze i białych adidasach. Nieraz gdy ludzie siadali na krzesłach, on siadał na ławce, opierał się o ścianę i przysłuchiwał się nauczaniu jakiegoś prelegenta. Mogłoby się wydawać, że zwracał tym na siebie uwagę, ale nie. On po prostu całym sobą ukazywał, że rzeczy na pozór nie do pogodzenia mogą ze sobą współistnieć. I swoim odważnym łączeniem paradoksów, przecierał szlaki dla Bożego działa jedności. Uczył nas przyjmować siebie nawzajem w radykalnej pokorze i miłości; przyjmować wraz z tym wszystkim co odmienne, co różne, co odległe. W ten sposób to co inne, szybko stawało się gośc-inne. I w ciągu paru chwil ukazywało się dla nas darem, które może służyć całemu Kościołowi, aby jeszcze lepiej poznać serce Ojca.
Marcin Widera (Wrocław 24/7)
Nauczył mnie patrzeć i myśleć szeroko, globalnie o świecie, Kościele. Wypowiadał i dobrze definiował to, co było w moim sercu od lat. Był prawdziwą perłą
Opowiem o sytuacji, która miała miejsce w Herrnut w Niemczech dwa lata temu. Pojechaliśmy tam spotkać się z ks. Peterem na rekolekcjach. Po przyjeździe okazało się, że jest chory i leży w łóżku. Dopadł go jakiś wirus. Na drugi dzień spotkaliśmy się z Nim w salonie i juz trochę zdrowszy powiedział nam: „Nareszcie czuję się lepiej i nie wyglądam jak stary człowiek!” (śmiech)
Nigdy nie narzucał swojego zdania, nigdy nie forsował swoich myśli, nigdy nie potępiał tego, czego do końca nie rozumiał. Kiedy zadawało Mu się jakieś pytanie, nigdy nie odpowiadał natychmiast, ale zawsze kilka sekund potem, bo chciał, żeby odpowiedź była przemyślana, a nie była byle jaka…
Zawsze fascynowało mnie też to, że nie był wielkim kaznodzieją, który gromadzi tysiące ludzi, wygłasza wielkie mowy… Nie był rzeką… Był raczej taką kapiącą wodą, która jednak z czasem kruszy skały…
„Pamiętajcie, że jesteście częścią większego planu” – te słowa zapamiętam na długo.