Nie brak kompetencji Jacka Saryusz-Wolskiego, a ich „nadmiar” jest powodem, dla którego raczej nie ma co liczyć na objęcie funkcji szefa Rady Europejskiej.
Przy tego typu akcjach, wiadomo, emocje biorą górę. Z jednej strony szantaż – „osłabiacie pozycję Polski, nie popierając kandydatury Polaka na szefa RE” (a Saryusz-Wolski to nie Polak?). Z drugiej – działanie na oślep i bez przygotowania. Bo wystawienie osoby, która, owszem, jest jedną z najbardziej kompetentnych osób z całego unijnego towarzystwa, ale jej kandydatura wyskoczyła nagle i nie ma poparcia szerokiego grona przywódców, jest działaniem rzeczywiście ośmieszającym Polskę. Nie, nie dlatego, że polski rząd nie chce poprzeć Donalda Tuska, bo powodów do takiego poparcia nie ma. Jeśli coś może budzić śmieszność, to prowizorka polskiej dyplomacji, która dopiero za pięć dwunasta zaczęła szukać sojuszników dla swojego projektu.
Pomijając jednak same polityczne i wewnątrzpolskie rozgrywki, jest dla mnie jasne, że kandydatura Saryusz-Wolskiego nie miałaby większych szans nawet w bardziej „regularnych” warunkach. Przyjmijmy wreszcie do wiadomości, że nie jest w interesie nikogo w Unii Europejskiej, a z całą pewnością nie w interesie największych graczy – Niemiec i Francji, ale też Włoch czy Hiszpanii – by na tym stanowisku był ktoś, kto ma na tyle silną osobowość, kompetencje i obycie w unijnych strukturach, a do tego własne poglądy i – o zgrozo – wizję integracji konkurencyjną dla wizji największych, żeby zagrozić procesom i decyzjom podejmowanym na najwyższym szczeblu. Sam traktat lizboński – powtarzamy to do znudzenia – określa bardzo precyzyjnie rolę przewodniczącego Rady Europejskiej, która nie jest rolą przywódczą, a wyłącznie organizacyjno-reprezentacyjno-sprawozdawczo-negocjacyjną. I jest podobna do roli sekretarza generalnego NATO (przy wszystkich różnicach obszarów kompetencji). Wystarczy zauważyć, że o fotel szefa RE nigdy nie starał się, ani starać się nie będzie, żaden z przyzwyczajonych do sprawowania faktycznej władzy przywódca najsilniejszych krajów unijnych. Trudno wyobrazić sobie na przykład Angelę Merkel, by po ewentualnym odejściu z urzędu kanclerskiego chciała objąć fotel przewodniczącego RE. Tak jak nikt sobie nie wyobraża byłego premiera Wielkiej Brytanii czy byłego prezydenta USA starających się o funkcję sekretarza generalnego NATO.
Jacek Saryusz-Wolski przywódcą żadnego państwa nigdy nie był. Ma jednak kompetencje i chyba ambicje, które mogłyby zagrozić – z perspektywy przywódców unijnych – modelowi, w którym szef Rady Europejskiej raczej nie komplikuje życia europejskim liderom.