Wytrwajcie w miłości mojej! J 15,9
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi oczekujących swego Pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze.
Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie.
A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”.
Bóg, który jest miłością, nie traktuje nas jak poddanych, ale zaprzyjaźnia się z człowiekiem do końca świata. A przyjaciele przecież rozmawiają otwarcie, bez tajemnic, zwierzają się sobie z najbardziej nawet intymnych spraw. Odkrywając się przed nami, Bóg oczekuje zaufania, wierności i trwania. Jedynym sposobem pozostania wiarygodnym w tej relacji jest miłość w jej trójwymiarze: miłości do Boga, do bliźniego i do samego siebie. Przecież Jezus nas umiłował tak mocno, jak umiłował swego niebieskiego Ojca, bez zastrzeżeń, wątpliwości, warunków. Chrystus zarówno Ojca, jak i nas umiłował aż do granic cierpienia i śmierci, oddał życie. Cóż można uczynić więcej? A On uczynił, zwyciężając śmierć, wybawił nas od nicości. Bo prawdziwa miłość nie zna granic, ma niewyobrażalną siłę, nie liczy strat. Tak jak mówi dziś Jezus: miłość wytrwała i wierna daje radość pełną. Daje też owoc, którego od nas oczekuje Bóg, trwały owoc miłości. W każdym człowieku drzemią wielkie pokłady miłości, które zdolny jest uaktywnić drugi człowiek, gdy zobaczy w nim przyjaciela.