A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Mk 4,34
Jezus mówił do tłumów:
«Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Gdy zaś plon dojrzeje, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo».
Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu».
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.
Jak przemawiać do ludzi, by zrozumieli? Metafora czy – właśnie – przypowieść niekiedy tylko ilustrują (lepiej czy gorzej) pewną ezoteryczną naukę. Bywa jednak i tak, że są jedynym sposobem na przekazanie nauki. Są sednem nauczania, nie tylko upraszczającą ilustracją. Czy tak było z nauczaniem w przypowieściach Jezusa? Raczej nie. Wszak Jezus głosił ludziom swoją „naukę, o ile mogli (ją) zrozumieć”. Chodziłoby tu zatem o funkcję perswazyjną, o umiejętne dotarcie do ludzi, którzy na przyjęcie nauki nie byli przecież jakoś szczególnie przygotowani. Czy Jego uczniowie nadawali się do przyjęcia Chrystusowej nauki lepiej? Jeśli tak, to na czym miałoby polegać to „lepiej”? Tego nie wiemy, ale w komentowanym fragmencie Ewangelii czytamy, że Jezus swoim uczniom objaśniał wszystko osobno. Jak rozumieć to „osobno” – inaczej?