Łódzki magistrat jest właścicielem... trzech kóz. Chce się ich pozbyć, niestety - póki co - nie ma chętnych, którzy chcieliby przejąć zwierzęta.
Kozy zostały odebrane właścicielce, która - będąc w podeszłym wieku - nie radziła sobie z opieką nad zwierzętami. Niektóre kozy były chore. Kozioł miał zdeformowane kopyta, a kózki - chore wymiona.
To pierwszy przypadek przejęcia przez magistrat zwierząt gospodarskich. Najczęściej pod opiekę trafiają psy i koty, czasem zwierzęta egzotyczne.
Pierwsze dwie kozy zostały przejęte przez miasto w biegłym roku, kolejne trzy - dwa miesiące temu. W międzyczasie jedna z kóz wydała na świat dwa koźlątka. Matkę z małymi magistrat przekazał osobie prywatnej. Jedno z odebranych zwierząt zdechło. Obecnie na stanie UM są dwie kózki i kozioł. Pracownicy zapewniają, że zwierzęta są zdrowe.
Przebywają na Chojnach, w gospodarstwie rolnym, z którym gmina Łódź ma podpisaną umowę na przechowywanie zwierząt gospodarskich. Miesięczne utrzymanie jednej kozy wynosi 150 zł. Nic więc dziwnego, że magistrat chce się ich pozbyć. Niestety, mimo ogłoszeń zamieszczanych na stronie internetowej, nikt nie wyraził chęci przejęcia zwierząt. Magistrat nie może umieścić kóz w schronisku dla zwierząt, bo te przyjmują tylko psy i koty. Zwierząt z powodów proceduralnych (obowiązuje tam tzw. zamknięty teren weterynaryjny) nie może przyjąć także zoo.
Urzędnicy nie tracą nadziei. Upatrują jej teraz w ogłoszeniach parafialnych. Pomysł docierania do gospodarzy, którzy mogliby zająć się kozami, zrodził się podczas dożynek. O poszukiwaniu domu dla kóz usłyszeli już wierni z parafii w łódzkich Mileszkach. Jeśli tam nikt nie odpowie na apel, urzędnicy poproszą kolejne parafie o pomoc w poszukiwaniu nowego opiekuna zwierząt.