Ratownicy około 18.30 znaleźli jego ciało 416 metrów pod ziemią w kopalni "Murcki-Staszic".
Kontakt z sygnalistą obsługi pompowni urwał się tuż po 11.00 w środę 27 lipca, kiedy odgłosy dużej eksplozji rozległy się nad osiedlem Bażantowo w Katowicach. Był to wybuch metanu, który zerwał dach budynku nadszybia wentylacyjnego szybu "Zygmunt" przy ul. Głuszców. Bańka tego gazu eksplodowała prawdopodobnie w rurze, która odprowadza go z wyrobisk na powierzchnię.
- W rejonie zagrożenia znajdowało się sześciu pracowników obsługi szybu oraz 19 zatrudnionych pod ziemią. 24 z nich nie odniosło obrażeń, a jeden jest poszukiwany - informowała na początku akcji ratowniczej Jolanta Talarczyk, rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego.
Wybuch zniszczył łączność, więc wciąż istniała nadzieja, że górnikowi udało się przeżyć. Na jego poszukiwanie wyruszyły cztery zastępy ratowników, czyli łącznie 20 osób.
Budynek nadszybia stracił dach Przemysław Kucharczak /Foto Gość Niestety, 27 lipca około 18.30 ratownicy odnaleźli ciało pracownika.
- Na podstawie obrażeń można przypuszczać, iż śmierć nastąpiła w następstwie fali uderzeniowej po wybuchu bańki metanu - przekazał mediom Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego. - W jaki sposób mogło dojść do zgromadzenia metanu oraz co mogło zainicjować wybuch - przyczyny, okoliczności zdarzenia bada komisja z udziałem Okręgowego Urzędu Górniczego, Specjalistycznego UG, WUG, KHW SA i służb kopalnianych. Z uwagi na usytuowanie miejsca zdarzenia badanie przyczyn i skutków odbywa się we współpracy kierownictw kopalń "Murcki-Staszic" (Katowicki Holding Węglowy) i "Murcki" (Spółka Restrukturyzacji Kopalń). Wiadomo, że przy wybuchu metanu siła eksplozja przenosi się we wszystkich kierunkach - w tym wypadku tak w górę, gdzie najprawdopodobniej doszło do wybuchu, jak też w dół - wyjaśnił.
Górnik był starszym ślusarzem-sygnalistą. Miał 49 lat, od 17 pracował w kopalni "Murcki-Staszic". Pozostawił żonę i jedną dorosłą córkę.