- Parę lat temu bałabym się stanąć przed wami - mówiła w Gliwicach s. Faustyna Olszewska ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia.
W kościele św. Bartłomieja wczoraj głosiła konferencję o Bożym miłosierdziu, a na zakończenie opowiedziała, jak ono zadziałało i dalej działa w jej życiu. Podważyła przy tym opinię, którą niektórzy mają o siostrach zakonnych - że im jest łatwo, że są specjalnie chronione - bo tak po prostu nie jest. - Może tyle pokus żaden z was nie przeżywa, co osoba zakonna czy kapłan. Dlatego trzeba się modlić za nich i za nas - mówiła.
Dla niej życie w zgromadzeniu to ciągła walka o nową ufność, staranie się, prośba o uzdrowienie i łaskę. Każdego dnia. Tłumaczyła, że nie dostajemy czegoś raz na zawsze, jeżeli tego nie pielęgnujemy. Może ktoś ma taką łaskę, ale większość z nas musi ciągle przypominać sobie o Bożej miłości, bo każdy dzień przynosi nowe wyzwania, niebezpieczeństwa, cierpienia i wiele innych rzeczy.
Siostra Faustyna, która obecnie mieszka w klasztorze w Łagiewnikach, mówiła, że do zakonu siostry też przychodzą z różnymi problemami. - Takie byłyśmy powołane. Na przykład ja jestem dzieckiem alkoholika, które było strasznie zakompleksione, które parę lat temu bałoby się stanąć przed wami - wyznała.
Podczas spotkania można było uczcić relikwie św. s. Faustyny Klaudia Cwołek /Foto Gość To, że stoi, głosi i przypomina o Bożym miłosierdziu, jest dla niej uzdrowieniem i wielkim darem, a zarazem wypełnianiem charyzmatu zgromadzenia. Żyje w nim już 24 lata, ale dopiero od jakiegoś czasu potrafi wypełniać jego misję. - Pan Bóg mnie kształtował i leczył. To trwało i to jest proces. Do końca życia jest nad czym pracować i w sobie rozwijać. Bóg ma swój czas, nie możemy się poddawać. Też myślałam, że jak wstąpię do zgromadzenia, to wszystko z nieba mi zleci. Zleciało, ale musiałam się starać, prosić, pracować i dawać moje serce na uzdrawiającą moc Jezusa! To jest dla mnie wielki cud - wyznała.
Wspominała też, jak kiedyś bała się uśmiechnąć do drugiego człowieka, wstydziła się, a teraz ludzie jej mówią, że jest taka otwarta. Wyjaśniła, że jeżeli ktoś o coś długo się modli i tego nie otrzymuje, to Bóg ma w tym uzdrawiający cel. Ale jeżeli ufamy, to owoce zobaczymy.
Ona sama, u progu życia zakonnego, wcale nie miała w sobie naturalnej ufności, ponieważ w dzieciństwie nie żyła w atmosferze bezpieczeństwa. Mimo to przeszła drogę zaufania - po części dzięki wykonanej pracy nad sobą, ale głównie dzięki łasce. - Mówię wam o tym, co się stało, to nie jest żadna moja zasługa, naprawdę nie chcę, żebyście tak to odebrali - podkreślała. Przekonywała też, że Jezus z nędzy i słabości może wiele zrobić, ale trzeba ufać. - Bardzo chcę wam powiedzieć, żebyście się nie poddawali - zachęcała.
Jako przykład wytrwałości podała swoją własną mamę, która - mimo trudności - nie ustawała w modlitwie, a w domu było bardzo ciężko. Siostra Faustyna ma trzy siostry - dwie wyszły za mąż, a ona i jeszcze jedna wstąpiły do zakonu. Ojciec nadal żyje, ma 83 lata i rok temu dojrzał do tego, aby w kościele złożyć przysięgę, że do końca życia nie będzie pił. Już wcześniej, gdy nie był trzeźwy, wiedział jednak, że ma do ręki brać różaniec. Tak robił i z nim zasypiał. - Wierzę, że Matka Boża wyprosiła tę łaskę, chociaż nam się wydaje, że to jest późno. Ale jest to łaska, do której on dojrzał, która na pewno jest wymodlona. Może słaba była nasza wiara, że dopiero teraz. Nie wiemy. Nie poddawajcie się. Bóg wysłucha - powtarzała s. Faustyna.
Spotkanie odbyło się w ramach cyklu sobotnich konferencji o Bożym miłosierdziu, zainicjowanego przez młodzież parafii, która od niedawna tworzy wspólnotę dla osób w różnym wieku. Następne odbędzie się 19 marca o 19.00. Gościem będzie ks. dr Rafał Dappa.