W piątek 4 marca odbędzie się pogrzeb krakowskiej aktorki Marii Przybylskiej. Zmarła 27 lutego artystka była znaną interpretatorką poezji Norwida.
Urodziła się w 1940 r. w Lublinie. Poezję Norwida poznała bliżej podczas studiów polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Do piękna wierszy Norwidowskich przekonał ją wówczas Juliusz Wiktor Gomulicki, edytor pism poety. Ich interpretacji nauczyła się z kolei na studiach aktorskich w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Przez ponad 20 lat, od 1969 r. poczynając, grała na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego.
- Jej żywiołem były jednak głównie poetyckie monodramy, realizowane poza sceną teatralną. Pamiętam m.in.: „Są takie prawdy” oparty na wierszach Norwida, „Moja wiaro malutka” złożony z wierszy ks. Jana Twardowskiego, „Psalmy” Tadeusza Nowaka i ten przedstawiający tekst Tadeusza Żychiewicza o św. Jozafacie Kuncewiczu. Recytowała również wiersze Andrzeja Jawienia, czyli Karola Wojtyły - mówi Dariusz Domański, krakowski publicysta teatralny.
- Była bardzo przywiązana do charakterystycznej dla krakowskiego Teatru Rapsodycznego centralnej roli słowa w spektaklach. Sama jednak nie zdążyła być już członkinią zespołu rapsodyków. To jej przywiązanie docenił Mieczysław Kotlarczyk, założyciel tego teatru, z którym w czasie wojny związany był K. Wojtyła. Po jednej z recytacji Przybylskiej na opłatku aktorskim w obecności kard. Wojtyły przyprowadził ją do swojego arcybiskupa-przyjaciela i powiedział: „Lolku, poznaj najmłodszą rapsodyczkę” - opowiada D. Domański.
Zaangażowanie M. Przybylskiej w recytacje poezji patriotycznej spowodowało, że internowano ją na początku stanu wojennego. Z czasem sama zaczęła pisać wiersze, zebrane potem w czterech tomikach.
- Poznałem ją w latach 80. XX w. Była sympatyczną osobą, choć z charakterem. Miała to po przodkach, bo po kądzieli była w jednej ósmej Ormianką. Widywaliśmy się na ormiańskich Mszach w kościele na Smoleńsku w Krakowie. Często występowała społecznie, szczególnie w stanie wojennym, w całej Polsce południowej i nie tylko (kolejne dyrekcje teatru, gdzie była na etacie, niechętnie ją wtedy obsadzały). Poezję recytowała wówczas z Elżbietą Wojciechowską, współpracowała z ks. Kazimierzem Jancarzem, legendarnym kapelanem "Solidarności" w Nowej Hucie-Mistrzejowicach. Występowała też w "Kamieniołomie" przy kościele św. Józefa w Podgórzu i w duszpasterstwie akademickim na Piasku - wspomina ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
- Mąż Marii, Jan Więckowski, z zawodu inżynier mechanik, swoje ciągoty społecznikowskie realizował poprzez pomoc "Muminkom" i "Paszczakom", czyli wspólnotom osób niepełnosprawnych intelektualnie, będąc wolontariuszem na kilku obozach w Rabce, Suchej Beskidzkiej i Rabie Wyżnej, dopóki sprawy rodzinne mu na to pozwalały. Mieszkając w Krakowie, oboje należeli do Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta, opiekującego się bezdomnymi. W 2007 r. oboje przenieśli się do Lublina - dodał ks. Isakowicz-Zaleski.
Pogrzeb Marii Przybylskiej-Więckowskiej odbędzie się w piątek 4 marca na cmentarzu parafii NMP Matki Kościoła na Prądniku Białym przy ul. Piaszczystej (wylot do Zielonek, za wiaduktem kolejowym z ul. Glogera w lewo w ul. Żwirową). Poprzedzi go Msza św. o godz. 12 w kaplicy cmentarnej.