Ulicami Warszawy po raz 16. przeszła feministyczna Manifa. "Jesteśmy u siebie!" - skandowali uczestnicy, wśród nich mężczyzna w spódnicy, ktoś przebrany za biskupa i troje kandydatów na prezydenta.
Kilkaset osób wzięło udział w XVI Manifie, czyli warszawskim marszu środowisk domagających się praw dla osób homoseksualnych, feministek, zwolenników aborcji i dostępu do edukacji "równościowej" w szkołach.
- Tato, a co to znaczy "bunt matek"? - pytał kilkulatek mężczyznę w spódnicy, który na transparencie napisał: "Jeżeli kobieta, wkładając spódnicę, zaprasza do gwałtu, to ja też zapraszam".
- No, synku, to znaczy że matki się buntują.
Niezrozumiałych haseł na tegorocznej Manifie było więcej: na czele szedł na przykład chłopak z tabliczką: "Stop polonizacji kobiet". Kilka metrów dalej jakaś pani domagała się: "Seksu dla osób 50+" i "Chcemy zdrowia, nie zdrowasiek", ktoś inny napisał: "Kto nie skacze, ten biskup".
Tomasz Gołąb /Foto Gość - Kryminalizacja aborcji przyczynia się do śmierci kobiet, rodzenia dzieci bez czaszek i wsadzania kobiet do więzień za samoistne poronienia. To ostatnie na razie w Salwadorze, ale wkrótce i u nas! - krzyczała ze sceny Małgorzata Danicka ze Stowarzyszenia Same o Sobie i z Porozumienia Kobiet 8 Marca, współorganizatorka Manify. Ktoś inny dodał, że zakaz aborcji jest zbrodnią nienawiści i łamaniem prawa kobiet do zdrowia.
Tegoroczna Manifa odbywała się pod hasłem: "Jesteśmy u siebie". - "Być u siebie" znaczy czuć się, jak w domu; nie bać się, że ktoś cię może uderzyć; nie bać się powiedzieć lekarzowi, że chce się dokonać aborcji. To znaczy "być w swoim ciele", do którego nie ma prawa ani mąż, ani ksiądz, ani prezes - mówiła jedna z organizatorek ze sceny w nomen omen al. Wyzwolenia.
Na dwupiętrowym busie, w którym urządzono miejsce dla dzieci, wywieszono napis: "Dość przekrętów w sprawie alimentów". A na głównej platformie m.in.: "Bezpieczna aborcja przy użyciu tabletek". W Manifie uczestniczyło także troje kandydatów na urząd prezydenta: Wanda Nowicka, Janusz Palikot i Anna Grodzka.