Po ludzku jego historia życia nie ma sensu.
Po ludzku jego historia życia nie ma sensu, to zapis porażki. Urodził się w rodzinie katolików w Korei. Niestety Korea w jego czasach całkowicie izolowała się od innych państw i bezlitośnie zwalczała jakiekolwiek obce wpływy. Z tego powodu zarówno dziadek jak i ojciec dzisiejszego patrona ponieśli śmierć męczeńską jako uczniowie Chrystusa. Gdy Andrzej Kim Tae-gŏn był jeszcze dzieckiem, jego rodzina nieustannie musiała zmieniać miejsce swojego zamieszkania z uwagi na prześladowania. Gdy jako młody Koreańczyk postanowił, że swoje życie odda Bogu na wyłączność jako kapłan, jedyne seminarium do którego mógł się udać znajdowało się na obczyźnie, w Makau, w Chinach. Przybył do niego jako 16-latek, na nauce spędził kolejne 8 lat, by w roku 1845 zostać w Szanghaju wyświęconym na księdza i wreszcie wrócić potajemnie do rodzinnego kraju. Nie minął jednak nawet rok jego posługi, gdy zostaje ujęty, osadzony w więzieniu niedaleko Seulu, torturowany i ścięty. Po ludzku historia św. Andrzeja Kim Tae-gŏna sensu nie ma. A może jednak? To przecież pierwszy kapłan pochodzący z Korei, w którego ślady odważyli się pójść inni. On także otwiera grupę 103 kanonizowanych męczenników koreańskich, pośród których są duchowni i świeccy, kobiety i mężczyźni, starcy i dzieci.