Miał siedemnaście lat, gdy uciekł z domu, by zostać zakonnikiem.
Miał siedemnaście lat, gdy uciekł z domu, by zostać zakonnikiem. Jego wybór padł na pijarów, bo z domu - jako syn szanowanego prawnika - był wykształcony i nauka przychodziła mu łatwo. Tak oto Pompiliusz Maria Pirrotti został nie tylko bratem, ale i kapłanem, kaznodzieją, spowiednikiem i cenionym nauczycielem w Zakonie Szkół Pobożnych. Ach, gdyby tylko zechciał jeszcze uznać za oczywiste – jak o tym myślano na przełomie XVII i XVIII wieku - że ludzie są naturalnie zepsuci i dlatego nie dla nich jest jednoczenie się z Chrystusem w Komunii świętej. Iluż przykrości ojciec Pirrotti by sobie w ten sposób oszczędził! Niestety, serce tego pijara podpowiadało mu, że to myślenie jest błędne, że kłóci się z obrazem Boga, który się Wcielił, wziął na swoje barki krzyż naszych grzechów i zaniósł go na Golgotę, gdzie oddał za nas, grzeszników, życie. I który św. Małgorzacie Alacoqe dopiero co objawił tajemnicę swojego Najświętszego Serca pałającego do ludzi miłością i pełnego dla nich miłosierdzia. To wszystko jest dla nas dzisiaj oczywiste, ale w czasach ojca Pirrottiego było sporą nowością, za podążanie którą można było popaść w nie lada kłopoty. Dość powiedzieć, że kiedy umierał 15 lipca 1766 roku, to propagowane przez niego nabożeństwo Drogi Krzyżowej praktykowane było w Kościele zaledwie od 20 lat, kult Najświętszego Serca Pana Jezusa dopuszczono zaledwie od roku i to nie na całym świecie, a jedynie w zakonie wizytek, a traktowanie Boga jako Miłosiernego Ojca było pieśnią przyszłości. Dlatego nauczanie ojca Pompiliusza Marii Pirrottiego doczekało się uznania dopiero pod koniec XIX, a jego kanonizacja miała miejsce jeszcze później, bo w roku 1934.