Czy jeden list może nas odmienić? Tak, pod warunkiem, że będzie to list z nieba.
Czy jeden list może nas odmienić? Tak, pod warunkiem, że będzie to list z nieba. Choć gdyby państwo list, o którym myślę, zobaczyli na własne oczy, srodze by się zawiedli. Ot, zwyczajny kawałek papieru zapisany porządnymi literami skreślonymi piórem Jana Augustyna Adorno, kapłana z Genui, który proponuje w nim Fabrycjuszowi Caracciolo utworzenie wspólnoty kapłanów, którzy by łączyli życie kontemplacyjne z pracą apostolską. Koniec i kropka. Gdzie zatem mamy tutaj ową boską interwencję? Po pierwsze, list ten nie trafił do adresata, tylko do naszego dzisiejszego patrona przez zbieżność nazwiska Caracciolo. Po drugie, ów przypadkowy odbiorca, Askaniusz Caracciolo, ksiądz sprawujący opiekę duchową nad skazańcami i galernikami, właśnie poważnie zastanawiał się nad kształtem swojej kapłańskiej posługi. Po trzecie w końcu, Askaniusz postanowił list dostarczyć we właściwe ręce, a wraz z jego nadawcą i odbiorcą ową kapłańską wspólnotę stworzyć. Otrzymała ona nazwę Kanoników Regularnych Mniejszych i została w roku 1588 zaaprobowana przez papieża, by opiekować się biednymi, chorymi i więźniami. Tak oto Askaniusz stał się Franciszkiem Caracciolo, świętym kapłanem który do końca swojego życia, to jest do 4 czerwca 1608 roku, w mroki lochów i przytułków zanosił nie tylko Dobrą Nowinę, ale i Boga samego ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Bo nasz patron był bezwzględnie przekonany, że wszelka mądrość i pocieszenie ma swoje źródło w niezwykłej więzi, jaka między Bogiem a człowiekiem tworzy się w czasie adoracji. Codziennej, a nie tylko w Boże Ciało.