Kiedy w Rzymie krzyżowano Szymona Piotra głową w dół, w Cesarstwie Rzymskim było kilka tysięcy chrześcijan, a na całym świecie żyło najwyżej 120 mln ludzi.
Gdy Marcin Luter umieszczał swoje tezy na drzwiach kościoła w Wittenberdze, w całej Europie było około 50 mln chrześcijan. Około 200 mln katolików było na świecie, gdy w 1864 roku papież Pius IX ogłosił Syllabus. Sto lat później, kiedy rozpoczynał się Sobór Watykański II, było ich około 500 mln. Dziś mamy ponad 1,3 mld członków Kościoła katolickiego. Do owczarni Piotrowej należy 222 kardynałów, 5100 biskupów, ponadto 400 tys. księży oraz prawie 700 tys. sióstr zakonnych. Sprawowanie władzy papieskiej nigdy nie było łatwe. Podobno trzydziestu z trzydziestu jeden pierwszych papieży zmarło śmiercią męczeńską. W czasie kryzysu papiestwa w X wieku następców św. Piotra duszono, truto i głodzono. Piusa VI uwięziły i wywiozły z Rzymu wojska rewolucji francuskiej; jego następcę, Piusa VII, uwięził i deportował sam Napoleon. Rzym Piusa XII okupowali Niemcy. Dzisiejszym papieżom nie zagrażają już dworskie intrygi, niemniej stałych zagrożeń wynikających z zajmowania wysokiego stanowiska nie brakuje: kula zabójcy trafiła Jana Pawła II, marzeniem zaś Państwa Islamskiego jest to, by dżihad dotarł do placu Świętego Piotra. Pojawiła się też nowa, szczególna forma nacisku na papiestwo. Szybkość masowej komunikacji oraz charakter nowoczesnych mediów sprawiają, że papież pozostaje ciągle w świetle reflektorów, a każdy jego ruch obserwują miliony, a czasem nawet miliardy oczu. Przedostają się do świata nie tylko teksty kazań, ale także każda spontaniczna wypowiedź, i to zanim watykańskie biuro prasowe zdąży podjąć jakieś działania. Ojciec Święty jest „celebrytą” na skalę globalną, a więc pozostaje pod ciągłym nadzorem. Trafia na huśtawkę opinii i nastrojów społecznych. W ostatnich latach dwóch papieży kanonizowano, jednego beatyfikowano, a dwóch ogłoszono sługami Bożymi. Tymczasem wcześniej Dante Alighieri skazał w „Boskiej komedii” kilku papieży na „Piekło”, zaś średniowieczni malarze „Sądu ostatecznego” dopilnowali, aby umieścić Ojca Świętego z tiarą na głowie w płomieniach zatracenia. Czy tego chce, czy nie, papież nie jest już dziś traktowany wyłącznie jako najwyższy dostojnik Kościoła, ale jako jego symbol, emblemat. Ma stanowić katolicki ekwiwalent Gandhiego, Mandeli, Beatlesów i Stonesów razem wziętych. Och, biedny Szymonie, wiesz już, dlaczego nasz Pan przepytał cię najpierw z wiedzy na Jego temat, a dopiero potem, gdy upewnił się, iż twoja wiara i miłość do Mesjasza i Syna Bożego pochodzą od samego Boga Ojca, postanowił zmienić ci imię, czyli nadać nową naturę, by nie na twoich możliwościach, ale na Jego działaniu oprzeć swój Kościół. Kościół bowiem nie może stać na własnych nogach. Będzie tym, kim ma być, dopóki pierwszym jego słowem będzie Jezus Chrystus, ostatnim zaś chwała Przenajświętszej Trójcy. Ty też będziesz, kim winieneś być, o ile nie zapomnisz, że nie jesteś już Szymonem, ale Piotrem.•