28 lipca o godz. 13.40 we wrocławskim oknie życia przy ul. Rydygiera uruchomił się alarm. Wewnątrz pojawiło się dziecko. Doszło też do niecodziennej sytuacji.
Okazało się, że w oknie życia prowadzonym przez siostry miłosierdzia św. Karola Boromeusza leży 4-miesięczka dziewczynka. Była zadbana, zdrowa i owinięta w kocyk. Miała przy sobie zabawkę.
Odebranie dziecka w oknie życia tym razem wiązało się z nietypową sytuacją. Kobietę, która zostawiała dziecko, prawdopodobnie zauważył mężczyzna, który zadzwonił na policję, zgłaszając, że nikt się pozostawionym dzieckiem nie zajmuje.
Była to nieprawda, ponieważ natychmiast po uruchomieniu alarmu zakonnica - siostra Macieja - przybiegła do okna, skąd odebrała dziewczynkę. Zauważyła mężczyznę zgłaszającego sprawę przez telefon. Po jej przyjściu oddalił się. Po chwili przyjechała powiadomiona przez mężczyznę wrocławska policja, ale dziecko było już "zaopiekowane".
Siostra Macieja zadzwoniła od razu na numer alarmowy, żeby uruchomić całą procedurę.
Z naszych informacji wynika, że dziecko zostało zostawione z dokumentami. To może usprawnić procedurę ewentualnej adopcji, ponieważ nie trzeba np. nadawać mu PESEL-u.
To już 20 dziecko we wrocławskim Oknie Życia.
Przy tej okazji warto przypomnieć, że nadal trwają haniebne żarty przy wrocławskim oknie życia na Nadodrzu. Nasiliły się one w wakacje i w weekendy. Ludzie dorośli i młodzież dla głupiego dowcipu otwierają okno, uruchamiając alarm, wchodzą do środka, niszczą pomieszczenie i robią sobie w oknie zdjęcia. Wygłupy odbywają się zazwyczaj między 2.00 a 4.00 nad ranem.
Za każdym razem fałszywy alarm sprowadza siostrę zakonną, która ma obowiązek sprawdzić, czy w oknie nie leży pozostawione dziecko.
Czytaj także: