Leczenie podtrzymujące po przeszczepieniu szpiku z zastosowaniem nowego schematu jest skuteczniejsze niż dotychczasowa terapia szpiczaka plazmocytowego - wykazały polsko-amerykańskie badania kliniczne opublikowane przez "Lancet Oncology".
Badanie o nazwie ATLAS jest jednym z pierwszych opracowań niekomercyjnych Polskiego Konsorcjum Szpiczakowego. Może ono zmienić międzynarodowe standardy leczenia szpiczaka, a pacjentom - wydłużyć życie. PKS prowadzi jeszcze kilka innych podobnych badań dotyczycych szpiczaka plazmocytowego.
Polscy specjaliści przeprowadzili badania ATLAS wspólnie z prof. Andrzejem Jakubowiakiem z University of Chicago, światowej sławy hematologiem, pomysłodawcą tego opracowania i głównym badaczem po stronie amerykańskiej. Eksperci porównali skuteczność dwóch rodzajów leczenia podtrzymującego u chorych na szpiczaka plazmocytowego po tzw. autologicznym przeszczepieniu szpiku (z wykorzystaniem wyselekcjonowanych krwiotwórczych komórek własnych chorego).
W badaniu wzięło udział 159 pacjentów z Polski oraz 21 z USA. Jednej grupie chorych podawano trzy leki - karfilzomib z lenalidomidem i deksametazonem (oznaczono je skrótem KRd), a drugiej jedynie lenalidomid, lek który jest dotychczasowym standardem leczenia. Wszyscy pacjenci otrzymali jedną z obu tych terapii po przeszczepienie szpiku kostnego.
"W przypadku szpiczaka plazmocytowego przeszczepienie szpiku jest obecnie najlepszą opcją leczenia. Stosowanie leczenia podtrzymującego, gdy pacjent znajduje się w remisji, to szansa, że choroba przez wiele lat nie wróci. Badanie ATLAS to jedno z pierwszych tak dużych badań w zakresie szpiczaka prowadzone przez polskich badaczy, którzy jednocześnie zapewnili pacjentom nowoczesną, niedostępną w Polsce terapię. Z perspektywy światowych zaleceń to badanie ma szansę zmienić standard leczenia podtrzymującego" - twierdzi w informacji przekazanej PAP dr hab. Dominik Dytfeld z Katedry i Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, prezes Polskiego Konsorcjum Szpiczakowego.
Standardem w leczeniu podtrzymującym po przeszczepieniu szpiku jest podawanie lenalidomidu. Badanie ATLAS wykazało, że skuteczniejszy jest schemat trójlekowy (KRd), w którym oprócz lenalidomidu stosuje się karfilzomib i deksametazon (maksymalnie przez dwa lata). "Redukcja ryzyka progresji choroby i zgonu u chorych leczonych nowym schematem wynosiła aż 44 proc. Mediana czasu wolnego od progresji choroby to 41 miesięcy dla lenalidomidu i 59 miesięcy dla schematu KRd" - zaznacza dr hab. Dominik Dytfeld.
Badacze udowodnili, że po przeszczepieniu szpiku, gdy pacjent znajduje się w remisji, bardziej "opłaca się" stosować w leczeniu podtrzymującym agresywniejsze leczenie. "Szpiczak jest obecnie chorobą nieuleczalną, nawet jeśli uzyskujemy całkowitą remisję, czyli nie widzimy choroby za pomocą dostępnych badań, to nie oznacza, że w organizmie nie ma już w ogóle komórek nowotworowych. Praktyka pokazuje, że one są, choroba się tli, ponieważ wcześniej czy później dochodzi do nawrotu. Bardziej intensywne leczenie podtrzymujące powoduje tzw. negatywizację minimalnej choroby resztkowej. Zmniejszamy liczbę komórek nowotworowych, które są w organizmie. Im głębszą remisję uzyskamy, im większa będzie negatywizacja minimalnej choroby resztkowej, tym nawrót choroby będzie późniejszy" - tłumaczy prof. Tomasz Wróbel, kierownik Katedry i Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku Uniwersytetu Medycznego.
Według prof. Krzysztofa Giannopoulosa dodatkową wartością badania ATLAS jest to, że wszyscy pacjenci, którzy brali w nim udział, otrzymali leczenie lepsze niż było dostępne w Polsce. "Od wielu lat standardem po przeszczepieniu szpiku jest leczenie podtrzymujące; jednak gdy rozpoczynaliśmy badanie ATLAS w 2016 r., leczenie podtrzymujące nie było jeszcze dostępne dla naszych pacjentów. Dopiero od 1 stycznia 2023 r. mamy możliwość stosowania lenalidomidu w leczeniu podtrzymującym. W Polsce nie było wówczas możliwości leczenia podtrzymującego, a my szliśmy krok dalej, ponieważ pokazywaliśmy, że to, co jest międzynarodowym standardem, może nie być wystarczające dla niektórych pacjentów, zwłaszcza dla tych z wysokim ryzykiem cytogenetycznym i nieodpowiadających optymalnie na leczenie" - zaznacza prof. Krzysztof Giannopoulos, kierownik Zakładu Hematoonkologii Doświadczalnej UM w Lublinie, lekarz kierujący Oddziałem Hematologicznym Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej.
Autorzy badania zwracają uwagę, że w ramach testów pacjenci mieli modyfikowaną terapię na podstawie wyniku badania minimalnej choroby resztkowej oraz ryzyka cytogenetycznego, a niewiele jest prowadzonych tego rodzaju badań klinicznych na świecie.
"U części pacjentów, którzy mieli dobre rokowanie, po sześciu cyklach sprawdzaliśmy, czy mają chorobę resztkową. Jeśli jej nie mieli, a dodatkowo byli to chorzy niskiego ryzyka cytogenetycznego, to po ośmiu cyklach +łagodziliśmy+ leczenie, to znaczy przechodziliśmy na podawanie samego lenalidomidu. Udowodniliśmy, że tego rodzaju postępowanie jest właściwe, a pacjenci bardziej korzystają na takim leczeniu niż ci, którzy przyjmowali od początku sam lenalidomid" - dodaje dr hab. Dominik Dytfeld.
Specjalista ma nadzieję, że będzie można przekonać ogólnoświatowe środowisko do nowej formy terapii i nowych standardów w leczeniu podtrzymującym. Nadmienia, że spośród leczonych w ramach badania pacjentów część z nich nadal nie ma wznowy choroby i mogli oni wrócić do normalnego funkcjonowania.
"Wielu pacjentów w Polsce w ramach badań klinicznych korzysta z nowych leków, które są potem wprowadzane do terapii. Szpiczak jest nadal chorobą nieuleczalną, stąd tak ważne jest poszukiwanie każdego nowego sposobu leczenia. Na wielu etapach naszych zaleceń terapeutycznych zaznaczamy, że jeśli jest dostępne badanie kliniczne, to należy pacjenta do niego włączyć. Oczywiście to propozycja dla pacjenta, a nie przymus" - twierdzi prof. Krzysztof Giannopoulos.
Większość badań klinicznych to badania komercyjne, prowadzone przez firmy farmaceutyczne, których celem jest wykazanie, że nowy lek (schemat terapii) jest korzystniejszy, a potem jego zarejestrowanie. "Badania niekomercyjne mogą mieć inny cel: uzupełnienie tego, co nam, lekarzom praktykom, wydaje się bardzo potrzebne. Badania akademickie są bardzo ważne w onkologii" - zaznacza prof. Giannopoulos.
Polskie Konsorcjum Szpiczakowe prowadzi kilka niekomercyjnych badań klinicznych. Jedno z nich to badanie Obi-1 dla pacjentów z makroglobulinemią Waldenstroma. "Jest to choroba z pogranicza szpiczaka i chłoniaka. W ramach badania pacjentom w nawrocie choroby podajemy obinutuzumab: przeciwciało przeciw antygenowi CD20, silniejsze niż dotychczas stosowane. Po leczeniu indukującym i uzyskaniu przynajmniej stabilizacji choroby prowadzimy przez dwa lata leczenie podtrzymujące. Badanie zostało już zakończone, wyniki są obiecujące, niedługo będziemy publikować jego wyniki" - stwierdza prof. Tomasz Wróbel, główny pomysłodawcą tego badania.
Kolejne badanie o nazwie PREDATOR przeznaczone jest dla pacjentów ze szpiczakiem plazmocytowym. "W tym badaniu podajemy daratumumab pacjentom, którzy zgodnie z obecnym standardem jeszcze nie rozpoczęliby leczenia. Dysponując aktualnymi badaniami mierzalnej choroby resztkowej wyprzedzająco podajemy lek, zakładając, że podanie go, gdy choroba jest mniej zaawansowana, może odroczyć progresję. Głównym badaczem jest tu prof. Krzysztof Jamroziak" - tłumaczy prof. Giannopoulos.
Pacjentów ze szpiczakiem plazmocytowym dotyczy też badanie COBRA. Prof. Giannopoulos wyjaśnia, że w tym opracowaniu Polskie Konsorcjum Szpiczakowe współpracuje z University of Chicago i prof. Jakubowiakiem, jak również z krajami nordyckimi. "Porównujemy dwa nowoczesne schematy w leczeniu indukującym. Jeśli wyniki okażą się pozytywne, one również mogą zmienić standard leczenia" - dodaje.
Prowadzone jest też badanie POMOST (dla pacjentów ze szpiczakiem plazmocytowym) o charakterze obserwacyjnym, ma na celu pokazanie diagnostyki i sposobów leczenia pacjentów w Polsce. "Analizujemy ścieżki leczenia, sprawdzamy, jak często są wykonywane badania cytogenetyczne, czy jest optymalnie podawane leczenie wspomagające, jak dużo czasu pacjent spędza w szpitalu. Nie mamy rejestru chorych na szpiczaka, a z danych Krajowego Rejestru Nowotworów nie można odczytać, w jaki sposób pacjenci byli leczeni, jak edukować lekarzy, by lepiej leczyli i wiedzieć, jakie są potrzeby diagnostyczne, dane epidemiologiczne. Stąd potrzeba takiego badania" - tłumaczy prof. Krzysztof Giannopoulos, lider tego opracowania.