"Ku mojemu przerażeniu Jurek zaczął spadać. (...) Przeleciał obok mnie. Nie słyszałem żadnego krzyku" - wspomina Ryszard Pawłowski, ostatni wspinaczkowy partner Kukuczki.
Jesienią 1989 r. Jerzy Kukuczka był na szczycie światowego himalaizmu. Krótko wcześniej zakończył sukcesem jako drugi człowiek w historii swój podbój Korony Himalajów i Karakorum. Niektórzy przypuszczali, że najsłynniejszy polski wspinacz porzuci ryzykowną karierę himalaisty po wejściu na Sziszapangmę - ostatni z czternastu ośmiotysięczników. Jednak ci, którzy go znali, wiedzieli, że Kukuczka z wysokich gór nie zrezygnuje. Nawet w sytuacji, w jakiej w roku 1989 znalazło się polskie środowisko wspinaczkowe, gdy po serii poważnych wypadków w górach najwyższych zginęło kilkoro spośród najwybitniejszych "lodowych wojowników". Szczególnie lawina pod Everestem sprawiła, że część zaciętych wspinaczy odpuściło - przynajmniej na jakiś czas - wyprawy w góry najwyższe.
- Nie sądzę, że to było coś czym mógłby się zadowolić na dłużej - wspominał w serialu dokumentalnym "Himalaiści" zdobycie przez Kukuczkę Korony Artur Hajzer. Na sugestie środowiska, żeby odpuścił, bo jest już himalaistą światowego formatu Jerzy odpowiadał, że nie po to jeździ w Himalaje, żeby być ikoną wspinania, ale dlatego, że po prostu lubi się wspinać - dodaje Leszek Cichy - pierwszy zimowy zdobywca Everestu.
Przeczytaj jak Jerzego Kukuczkę wspomina jego bliski przyjaciel, Ignacy "Walek" Nendza w tekście Marcina Jakimowicza "Indianin".
Jesienna ekspedycja na legendarną, południowa ścianę Lhotse, miała być odpowiedzią na pytanie co można jeszcze zrobić wielkiego w Himalajach po zdobyciu wszystkich 14 ośmiotysięczników. Wyprawa została zorganizowana w szybkim tempie, jednak w czasie kompletowania zespołu wielu dotychczasowych partnerów Kukuczce odmówiło. Środowisku wspinaczkowe było w dużym szoku po wiosennej lawinie na Evereście, w której zginęli Andrzej "Zyga" Heinrich, Mirosław "Falco" Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Wacław Otręba, Eugeniusz Chrobak, a cudem przeżył tylko Andrzej Marciniak.
Tuż przed wyprawą, zapytany przez dziennikarza dlaczego po zdobyciu Korony nie kończy kariery odpowiedział krótko: "Dlaczego kończyć, skoro tak dobrze idzie?".
Na Południową Ścianę wspinał się w zespole z Ryszardem Pawłowskim. Wyprawa jednak nie szła po myśli. Już 14 października w swoim notatniku Kukuczka wspomina wypadek, w którym cudem uniknął śmierci:
Wpinam się w polską asekurację. W niestromym terenie obciążam ją... i trach... lecę! Próbuję złapać równowagę, macham rękami. Wrzask: "Boże!". Po kilkunastu metrach ręka łapie jakąś starą poręczówkę. Staję. Boże, czuwasz nade mną. Podarowałeś mi drugie życie.
Ponowny atak ku górze Pawłowski i Kukuczka rozpoczynają kilka dni później, by 23 października dotrzeć do ostatniego obozu. Następnego dnia pogoda była bardzo dobra. Po szybkim i skromnym śniadaniu ruszyli w górę. Prowadził Jurek. Partnerzy zdecydowali, by iść na pojedynczej linie. Ryzyko w razie upadku było większe, jednak takie rozwiązanie pozwalało poruszać się szybciej, oszczędzając siły na dużej wysokości - coś za coś. Ta decyzja okazała się brzemienna w skutkach. W pewnym momencie znajdujący się około 50 metrów nad Pawłowskim Kukuczka odpadł od ściany:
- Ku mojemu przerażeniu Jurek zaczął spadać coraz to szybciej. Przeleciał obok mnie. Wszystko co mogłem zrobić to się skulić w sobie. Nie słyszałem żadnego krzyku Jurka ani odgłosu. Prawdopodobnie to była sytuacja, której Jurek również się nie spodziewał, że lot będzie taki długi. Poczułem tylko olbrzymie szarpnięcie, lina nade mną, na jakiś ostrym fragmencie skały się przerwała i zostałem na tym stanowisku. Wszystko, co widziałem, to jeszcze spadającego Jurka do kotła, do podstawy ściany - wspomina w serialu "Himalaiści" Pawłowski, jedyny świadek wypadku.
Choć w latach 80. wielu polskich himalaistów prezentowało światowy poziom, to właśnie Kukuczka stał się symbolem. Jego śmierć 24 października 1989 r. na Lhotse była dla wielu osób związanych z górami prawdziwym szokiem. Choć wypadki w górach się zdarzają, choć każdy, kto się wspina ma świadomość ryzyka, to jednak Kukuczka w pewnym sensie miał opinię himalaisty niezniszczalnego. A 1989 r., rok lawiny pod Everestem i śmierci Kukuczki można uznać za koniec epoki złotej dekady polskiego himalaizmu.
Więcej o historii Jerzego Kukuczki przeczytacie w tekście: Gdzie wola, tam droga