Liczne rany zadane w wyniku biczowania. Wybite zęby, brak paznokci u dłoni, brak skóry na przedramieniu.
Liczne rany zadane w wyniku biczowania. Wybite zęby, brak paznokci u dłoni, brak skóry na przedramieniu. Otarcia od powrozu na szyi. Rana cięta na ręce, jako skutek zasłaniania się przed ciosem szabli. Liczne ślady przypaleń, brak skalpu, nosa, warg, oka i języka, który został wyrwany. A na koniec głębokie cięcie w okolicach szyi. Śmiertelne. W takim stanie ciało św. Andrzeja Boboli zostało odnalezione przez wiernych na stole rzeźni w Janowie Poleskim, gdy opuścił ją w końcu oddział kozaków spod znaku rebelii Chmielnickiego. Tak, św. Andrzej był ofiarą tego powstania, ale nieprzypadkową. Był szukany, bo był sławnym 'duszochwatem' - katolickim księdzem, do tego jeszcze jezuitą, który jak nikt inny potrafił skutecznie nakłaniać prawosławnych chłopów na Kresach, by powrócili do łączności z Kościołem rzymsko-katolickim. Była w tym bezczelność, była brawura, była też szalona miłość do Boga. Było więc wszystko to, o czym pisali przełożeni dzisiejszego patrona jeszcze w czasie nowicjatu: to kandydat skłonny do gniewu, zapalczywości oraz uporu we własnym zdaniu, a do tego niecierpliwy. To jednak tym właśnie cechom zawdzięcza św. Andrzej Bobola wytrzymanie wielogodzinnych tortur, by dać świadectwo prawdzie. Jakiej? Tej, której dał wyraz 16 maja 1657 roku w słowach skierowanych do oprawców: "Moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się".