Dzisiejszy patron jak przystało na prawdziwego władcę rodem ze wczesnego średniowiecza to człowiek nieujarzmiony, a wręcz dziki.
Dzisiejszy patron jak przystało na prawdziwego władcę rodem ze wczesnego średniowiecza to człowiek nieujarzmiony, a wręcz dziki. Na tronie Szkocji zasiadł jako siedemnastolatek w roku 537 i z całą pewnością nie należał do łagodnych owieczek. Współczesny mu historyk Gildas jego królowanie opisał tak: dopuszczał się zabójstw i profanacji świątyń, a także sam sobie udzielił rozwodu z żoną. Rządził niepodzielnie przez 50 lat i nic nie wskazywało na to by miał się zmienić na lepsze. Ale jak mawia stare szkockie przysłowie: 'Jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj minutę'. Oczywiście rozumiem zarzut, że w tym przypadku minuta zmieniła się w pół wieku, ale za to skutki przemiany jaka zaszła w dzisiejszym patronie są w stanie wynagrodzić owo oczekiwanie. Występny władca w 587 roku doświadczył prawdziwej duchowej przemiany. Abdykował więc na rzecz syna, a sam w ramach pokuty wstąpił do irlandzkiego klasztoru. Przez 10 lat oddawał się tam gorliwej ascezie i studiom Pisma Świętego. A gdy ten nawrócony władca w habicie zakonnika został wysłany w swoje rodzinne strony z misją ewangelizacyjną, stał się jeszcze męczennikiem, św. Konstantynem Szkockim. Ale to akurat zupełnie zrozumiałe - w końcu, żaden prorok nie jest mile widziany w swoim własnym domu, szczególnie z taką przeszłością.