Kiedyś usłyszałem: „Chcesz być szczęśliwy, pełnij wolę Bożą”. Początkowo potraktowałem to zdanie jako dobrze brzmiący aforyzm. Ileż razy byłem skłonny powtarzać nabożnie: „Jezu, ufam Tobie”, a następnie mymi wyborami i decyzjami potwierdzałem: „Jezu, ufam sobie”.
Powoli docierało do mej świadomości, że jeśli chcę spełniać wolę Bożą, muszę zrezygnować z własnej. Święty Paweł powiedział, że jest to nowy rodzaj kultu, który ustanowił Pan Jezus: „Ofiary ani daru nie chciałeś…, wtedy rzekłem: oto idę, aby spełnić wolę Twoją, Boże”. Tym samym Chrystus „usunął jedną ofiarę, by ustanowić inną”. Życie człowieka składa się z trywialnych wydarzeń dnia codziennego, ale zdarza się, że stajemy przed epokowymi wyborami – decyzja o zawarciu małżeństwa, podjęciu pracy czy zmianie miejsca zamieszkania. Fulton Sheen pewnego razu zdobył cenne stypendium na studia doktoranckie. Jego duchowy kierownik spojrzał mu prosto w oczy i zapytał: „– Fulton, czy ty wierzysz w Boga? – Przecież ojciec wie, że tak – odpowiedziałem. – Ale tak w praktyce, a nie z teoretycznego punktu widzenia? Tym razem nie miałem już takiej pewności, odpowiedziałem więc: – No, mam nadzieję, że wierzę. – W takim razie podrzyj to stypendium. – Ale ojcze, to stypendium daje mi możliwość studiowania na uniwersytecie przez trzy lata z pokryciem wszystkich kosztów. Jest warte jakieś dziewięć, dziesięć tysięcy dolarów. – Wiesz, że masz powołanie – odparł natychmiast. – Powinieneś iść do seminarium”. Sheen po latach stwierdził: „Podarłem tamto stypendium i wstąpiłem do seminarium. Nigdy nie żałowałem ani tamtego spotkania, ani tamtej decyzji”.
Ja też nigdy nie zapomnę twarzy narzeczonych, którzy przychodzili na moje kursy przedmałżeńskie do duszpasterstwa akademickiego. Z całych sił głosiłem im kerygmat o Chrystusowym zwycięstwie na krzyżu, po czym wzywałem tych, co żyją razem, by zrobili coś z miłości do Jezusa – odzyskali narzeczeństwo. Były łzy, a potem zapadały decyzje o wyprowadzce. Wszyscy po ślubie byli zadowoleni.
„W moim domu jada się chleb i wolę Bożą” – powtarzał ksiądz Dolindo. Pamiętał okres, gdy zapraszano go wszędzie do wygłaszania kazań i rekolekcji. Jednego razu zastał kopertę na stole. Było w niej pismo nakazujące mu milczenie. Kościół odebrał mu prawo do nauczania. Kapłan miał nadzieję, że uda się odwrócić tę decyzję dzięki rozmowie z biskupem. „Niech ksiądz słucha – wrzasnął przełożony”. Ksiądz Dolindo napisał: „Cały zacząłem drżeć z bólu i krew zmroziła mi się w żyłach, odzyskałem jednak siły, by powiedzieć: »Niech będzie Twoja wola, Boże, niech będzie błogosławione Twoje imię!«”. Całe jego życie było ofiarą złożoną na ołtarzu posłuszeństwa.
Kiedy w domu panuje Jezus, wszystko się układa. „Mąż, który mocno kocha żonę, nie ma problemu z dochowywaniem wierności, natomiast ten, który nieustannie się z nią kłóci, szuka łąk, gdzie trawa jest bardziej zielona. Wystarczy się dowiedzieć, co dla każdego z nas jest najwyższym obiektem miłości, a na pewno znajdziemy odpowiedni sposób, aby się jej poddać” – pisał ks. Dolindo. •