Najpierw połączyła ich miłość do Boga, potem wspólna praca na rzecz potrzebujących i troska o zbawienie ludzi. W końcu oboje zostali wyniesieni na ołtarze. Nowi błogosławieni mają też związki z Lubelszczyzną.
Żułów otoczony lasami był miejscem działalności licznych grup partyzanckich. Nie wiadomo, w jaki sposób ks. Wyszyński nawiązał z nimi kontakt, ale wiadomo, że im służył. Wychodził na długie spacery do lasu, odprawiał tam Msze św., rozmawiał z ludźmi. Czasem nie wracał kilka dni. We wspomnieniach wielu okolicznych mieszkańców zapisała się jego postać przemierzająca okoliczne pola i wąwozy. – Gdy kogoś spotykał, zatrzymywał się i nawiązywał rozmowę. Jeśli było to dziecko pasące krowę, siadał z nim i rozmawiał, pilnując bydła, jeśli pracujący w polu dorosły, towarzyszył w pracy. Często też udawał się przez pola do Surhowa, na plebanię i do kościoła, gdzie toczył rozmowy z proboszczem ks. Markiewiczem. Właśnie w surhowskiej parafii zapisała się także postać ks. Wyszyńskiego szczególnie. – Wiemy z pewnością, że ks. Wyszyński odwiedzał ks. Markiewicza na plebanii, o czym zaświadczała siostra kapłana pani Otylia Grunwald, która w czasie wojny mieszkała u brata. Wspominała ona kapłana, który przychodził na plebanię z pobliskiego folwarku w Żułowie, a robił na niej wielkie wrażenie swoją osobowością. Początkowo nie wiedziała, kim jest ten człowiek, ale brat powiedział jej, że to ks. dr Stefan Wyszyński, przed wojną bardzo znany i szanowany kapłan z Włocławka – opowiada ks. Tomasz Dumański, obecny proboszcz z Surhowa.
Wiadomo też, że ks. Wyszyński przewodniczył w tej parafii dwóm pogrzebom. Jeden z nich dotyczył zabitych przez Niemców polskich żołnierzy, którzy stawiali im opór pod Chełmem, drugi był pożegnaniem zmarłego zarządcy z Żułowa, Stefana Hołyńskiego.
– Dlaczego właśnie ks. Wyszyński przewodniczył tym pogrzebom, nie wiadomo. Pierwszy z nich miał miejsce w 1941 roku, a drugi w roku 1942, kiedy to późniejszy prymas ukrywał się w Żułowie – mówi ks. Tomasz. Wspomnienie drugiego z pogrzebów zachowało się w notatkach jednej z mieszkanek Żułowa. Zapisała ona: „Styczniowy dzień 1942 roku. Pogrzeb w Surhowie śp Stefana Hołyńskiego, wielce zasłużonego pracownika Żułowa. Wspomagając chorych i opuszczanych jeńców, zaraził się nieuleczalną chorobą. To był święty człowiek, każdy z nas bardzo przeżył jego śmierć. Ale oto ksiądz Wyszyński prowadzi kondukt i wygłasza natchnione przemówienie żałobne, które dla nas w tym momencie jest wielkim umocnieniem. Ile dodał nam siły i otuchy w tak smutnym dla nas czasie”.
Latem 1942 roku ks. Stefan Wyszyński opuścił Żułów, udając się do Lasek, gdzie wraz z matką Elżbietą Czacką włączył się w pomoc potrzebującym. Po latach mówił do sióstr, że zarówno Żułów, jak i Laski mają w jego sercu szczególne miejsce i nikomu miłości nie odmawia. Splecione losy dwojga ludzi oddanych całkowicie Bogu znalazły swój finał podczas wspólnej beatyfikacji.