Sam papież Pius XI stwierdził, że "w życiu księdza Bosko nadnaturalne stało się naturalne, a niezwykłe nieomal powszednie".
6. Wiadomości z tamtego świata
O tym, że ks. Bosko miał okazję usłyszeć albo rozmawiać z osobami, które zmarły, a które żyły pobożnie, czytałam już nie raz. Pierwszą osobą, którą usłyszał przyszły święty był jego seminaryjny kolega Alojzy Comollo. Chłopcy czytając jakąś biografię świętego ustalili pół żartem, pół serio, że gdy któryś z nich umrze poinformuje drugiego, czy został zbawiony. Comollo narobił niezłego rabanu w seminarium, gdy nagle na korytarzu rozległ się hałas jakby ktoś zajechał powozem i dało się słyszeć trzykrotnie: "Bosko, jestem zbawiony". Święty wspomina, że potem nie zawierał już takich umów.
Ks. Bosko miał również okazję we śnie rozmawiać np. z Dominikiem Savio po jego śmierci. Możecie o tym przeczytać tutaj.
Zaskoczyła mnie natomiast informacja na temat mamy świętego. Matusia Małgorzata zmarła w 1956 roku. W sierpniu 1860 r. ks. Bosko, wracając do Oratorium w Turynie, w pobliżu kościoła Matki Bożej Pocieszenia (Consolata) zobaczył swoją matkę. - Ale jak! Jesteś tutaj? Czy nie umarłaś? - powiedział na jej widok. - Jestem martwa, ale żyję - usłyszał w odpowiedzi. - A czy jesteś szczęśliwa? - zapytał. - Bardzo szczęśliwa - odpowiedziała. (Giubileo)
7. Dwóch księży w domu wariatów
Ta historia bardzo mnie rozbawiła. Trzeba przyznać, że Wspomnienia przesiąknięte są humorem. Kilka osób stwierdziło, że należy zadbać o zdrowie ks. Bosko. Ktoś nawet stwierdził, że jest pomylony i powinien trafić do szpitala psychiatrycznego, by lekarze mogli się nim zająć. Dwóch księży miało przyjechać po ks. Bosko i zawieźć go do szpitala. Przyszli, zaczęli wypytywać o zdrowie, Oratorium, o wielki dom i kościół, które miały być przyszłą siedzibą. W końcu po odpowiedziach świętego, stwierdzili: "to jednak prawda". Zaprosili go na przejażdżkę powozem. Ks. Bosko jednak przejrzał ich numer, ale grzecznie za nimi poszedł. Przepuścił ich, by wsiedli pierwsi, a gdy już byli w środku, zatrzasnął drzwiczki i zawołał do woźnicy: Szybko do szpitala psychiatrycznego! Czekają tam na tych dwóch księży.
Byli to ks. Wicenty Bonzati i ks. Alojzy Nasi. Przyjaźnili się z ks. Bosko i tylko troska skłoniła ich do takiego postępowania. Po tym "wypadku" nadal pomagali ks. Bosko w lekcjach katechizmu, głoszeniu kazań i w muzyce.
8. Szarik (Grigio)
O psie ks. Bosko pewnie słyszeliście. Pojawiał się znikąd, ale zawsze w momencie, gdy świętemu coś groziło. Chłopcy z oratorium także go widzieli, a nawet mieli możliwość pogłaskania go. Nikt jednak nie wiedział skąd pies przybywa ani dokąd się udaje. Choć ks. Bosko próbował się o nim czegoś dowiedzieć, nigdy mu się to nie udało. Gdy go zapytano, co sądzi o tym psie, stwierdził: „Gdybym powiedział, że to anioł, wzbudziłoby to śmiech. Ale nie mogę też powiedzieć, by był to zwykły pies”.
Ks. Bosko, matusia Małgorzata i Szarik. MG/Foto GośćPrzy okazji poszukiwania ciekawostek o tym niezwykłym, opatrznościowym psie, trafiłam na bardzo intrygujący artykuł, który dotyczy wydarzeń z 1959 roku (!). O tych wydarzeniach opowiedział brat Renato Celato w wywiadzie z Bruno Ferrero dla Agenzia Info Salesiana. Salezjanie (wśród nich także i brat Celato) wracali (5/6 maja 1959 r.) z trumną z relikwiami ks. Bosko z Rzymu do Turynu. Zatrzymali się po drodze w Livorno, choć docelowo tego dnia mieli dotrzeć koło 4.00 do La Spezia, przyjechali dopiero o 7.00. Zakrystian, br. Bodrato, otworzył drzwi kościoła o 4.30. Zobaczył wtedy psa warującego przed drzwiami, chciał go przegonić. Pies nie zareagował.
Kiedy przyjechali, trumna została wniesiona do kościoła i postawiona na dużym stole. Pies wszedł za nimi i położył się pod trumną. I choć rektor chciał się go pozbyć, by nie przeszkadzał w uroczystości, to policja nie była w stanie nic zrobić. Pies zazgrzytał zębami i wyglądał na wściekłego. Pozostał tam do południa, kiedy zamknięto kościół. Po czym wyszedł i zaczął błąkać się wśród chłopców na podwórku, którzy naturalnie byli szczęśliwi, że pies jest wśród nich. Poklepali go. - Sam zrobiłem to samo! - wspominał brat Renato.
Fotografia z archiwum ukazująca tajemniczego psa. Agenzia Info SalesianaPodczas obiadu pies wszedł z własnej woli do pokoju, w którym salezjanie jedli obiad ze wspólnotą, a tuż przed ostatnią modlitwą ponownie otworzył drzwi i wyszedł.
Około godziny 14.00 wrócili do kościoła, aby przygotować się do wyjazdu. Pies znowu był pod trumną! Wywołało to konsternację.... Kościół był przecież zamknięty.... Salezjanie załadowali ciężką trumnę do furgonetki, a pies wciąż przebywał w pobliżu. W archiwum brat Renato umieścił fotografię dokumentującą ten incydent. Ks. Giraudi, który był z bratem Reanot w samochodzie, od czasu do czasu powtarzał: „Spójrz i sprawdź, czy pies tam jest!”. - I był. Zawsze był za naszą furgonetką, nawet w mieście. Widziałem go, dopóki nie dotarliśmy do trzeciego zakrętu na wzgórzu, potem zniknął - opowiadał brat Celato.
9. Polski książę w zgromadzeniu
Warto wspomnieć, że postać księdza Bosko zafascynowała polskiego księcia Augusta Czartoryskiego. Poznał go osobiście w Paryżu i to spotkanie wywróciło świat Augusta do góry nogami. Wyznał wtedy, że nie czuje powołania do małżeństwa, ale pragnie zostać karmelitą, ks. Bosko poradził mu sprawę przemodlić. Zaczęli też korespondować. W międzyczasie książę zapragnął wstąpić do zgromadzenia salezjanów, co wcale nie było takie łatwe, gdyż jego ojciec wiązał z nim zupełnie inne nadzieje. Nawet ksiądz Bosko miał wątpliwości właśnie z powodu jego książęcego pochodzenia.... August jednak się nie poddał, a poparcia szukał nawet u samego papieża Leona XIII. Rodzina jeszcze kilkakrotnie usiłowała zmienić jego decyzję. Ostatecznie jednak August złożył śluby, a także został kapłanem. Był nim tylko rok, zmarł w wieku 35 lat. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym w 2004 roku. Więcej o Auguście Czartoryskim tutaj.