107,6 FM

Patolicyzm

Myśl wyrachowana: Nieważne, że katolik praktykuje. Ważne, co praktykuje.

Są katolicy wierzący i praktykujący, są wierzący niepraktykujący, są niewierzący praktykujący i jest Joe Biden. Trudno go zaklasyfikować do którejś z innych grup, bo niby on wierzący i niby praktykujący, ale jakoś nie po katolicku. Gorący zwolennik aborcji (jednym z pierwszych jego działań jako prezydenta USA ma być zniesienie wprowadzonej przez Trumpa blokady finansowania programów aborcyjnych). Popiera istnienie jednopłciowych pseudomałżeństw i adopcję dzieci przez takie pary. Opowiada się za in vitro, antykoncepcją, za dopuszczeniem mężczyzn podających się za kobiety do damskich drużyn sportowych, szatni i toalet. No i za wciskaniem ideologii gender już najmłodszym uczniom w szkołach. Ale do kościoła chodzi i nawet Komunię przyjmuje.

Jeśli tak może wyglądać katolik, to znaczy, że katolik może wyglądać jakkolwiek. Może mieć pięć żon, każdą innej płci, może być islamskim buddystą i kapłanem wudu, może podpalać kościoły, profanować świętości i mordować księży – wszystko jedno, byle się w kościele pokazywał.

Jakie to ma znaczenie, że ktoś uważa się za katolika, jeśli konsekwentnie, nie ze słabości, lecz z rozmysłem i celowo, łamie podstawowe zasady chrześcijańskie? Na czym polega bycie wierzącym, skoro w pocie czoła pracuje się nad wykorzenieniem praw Bożych z tego świata?

Gdyby jakiś demokrata w Kongresie USA realizował wszystkie postulaty republikańskiej opozycji, z hukiem by z partii wyleciał – to jest dla wszystkich jasne i oczywiste. Bo są jakieś zasady. Tymczasem sytuacja z Bidenem wygląda tak, jakby w sprawach wiary zasady przestały obowiązywać.

Przypadek nowego prezydenta USA potwierdza regułę, że najgroźniejsi dla Kościoła są katolicy. Nie tam muzułmanie, ateiści, masoni i cykliści, tylko ludzie, którzy dają Chrystusowi fałszywe świadectwo. Którzy pokazują całemu światu, że bycie katolikiem może znaczyć wszystko – czyli nic. Za czymś takim nikt normalny nie pójdzie. Nie porwie to nikogo i nikogo na lepsze nie odmieni. Taki „katolicyzm” może wywoływać jedynie wstręt. Bo to właśnie świadectwo życia jest podstawowym powodem, dla którego inni przyjmują Ewangelię bądź ją odrzucają.

„Z waszej to bowiem przyczyny (…) poganie bluźnią imieniu Boga” – pisze św. Paweł o takich, co plotą o zasadach moralnych, a sami ich nie respektują. Albo gorzej: katolik klasy „Biden” staje na głowie, żeby te zasady odwrócić. Ktoś taki, zamiast kształtować siebie według nauczania Kościoła, chce nauczanie Kościoła sformatować pod siebie.

Ale nic z tego. Kościół prowadzi do zbawienia, a nie do czteroletniej kadencji.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy